Jakoś to będzie, byle jak, ale jakoś. Mam pracę, byle jaką, ale jest praca. Jakoś te dni płyną, od weekendu do weekendu, wtedy odżywam, a to jakoś trzeba przetrwać. Jest byle jak. Ale przecież mogło być gorzej… Chyba dobrze, co nie?
Miałam na studiach koleżankę, Alę. Kiedy rozmawiałyśmy o naszych planach na przyszłość, kiedy snułyśmy wizje tego, co będziemy robić za kilka lat, Ala patrzyła na nas z niedowierzaniem i kiwała głową. Nasze marzenia o pracy i życiu były dla niej śmieszne, uważała, że jesteśmy niedojrzałe, nie myślimy o przyszłości poważnie. Jej celem na przyszłość, a tym samym mocnym pewnikiem w życiu i zabezpieczeniem miała być stabilizacja. Pamiętam jak dziś zajęcia, kiedy przedstawialiśmy się i mówiliśmy o tym, czego oczekujemy od życia. Ala zawsze jak mantrę powtarzała hasło: “Pragnę stabilizacji”.
Czy stabilizacja jest dobra?
Tak. Ale, chyba nie do końca rozumiana tak, jak mówiła o niej Ala. Jedne studia, jedna praca, jedne umiejętności, powtarzalność, rutyna, przewidywalność – stała wypłata, dom z mężem i dziećmi, samochód, raz święta w Twoim domu, raz w jego. Zero zaskoczeń, zero oczekiwań. Bo oczekiwania są przyczyną rozczarowań. Tak nauczyli Alę rodzice, którzy żyli w czasach, kiedy dobry zawód gwarantował dobrą przyszłość, a ślub udane życie rodzinne. I ja się jak najbardziej zgadzam, że stabilizacja jest ważna, ale to nie ona gwarantuje Ci dostanie życie, brak potyczek w życiu i nie rozwiązuje wszystkich Twoich problemów. Nie dzisiaj, nie w tych czasach. Stabilizacja, to utrwalenie jakiegoś stanu. Rodzina daje poczucie stabilizacji, stała praca daje poczucie stabilizacji, wybudowany dom daje poczucie stabilizacji, spłacenie kredytu powoduje poczucie stabilizacji. A kiedy się spotykamy, i pytam co u Ciebie, mówisz: “Praca jest ok, daje poczucie stabilizacji, ale nie zmienia to faktu, że jest do dupy”. Czemu jej nie zmienisz? “Bo daje mi poczucie stabilizacji”.
Rodzice wytłumaczyli Ali, że szczęście w życiu daje stabilizacja. Praca na cały etat, na umowę o pracę. Mąż z dobrej rodziny, pracowity, taki co to z kuplami nie szwęda się po klubach i nie wychodzi na piwo. I Ala studiowała to, co uważała, że da jej stabilizację, bo jest przyszłościowym zawodem. Nie to, co chciała robić. Sęk w tym, że dziś nie ma czegoś takiego, jak zawód, który zawsze da Ci pracę. Kowal, szewc, zegarmistrz, zdun – kiedyś były to zawody, które zapewniały dobrą pracę i stabilne zarobki. Kiedyś, bo dziś mało kto korzysta z ich usług. Rynek się zmienia, wymagania się zmieniają, życie się zmienia. To nie stabilizacja powinna dawać Ci poczucie bezpieczeństwa ale to, jak reagujesz na zmiany i czy jesteś do nich przygotowany.
Stabilnie, nie zawsze oznacza szczęśliwie
Poczucie bezpieczeństwa, tak rozumiem słowo “stabilnie” w kontekście tego, co przynosi nam życie. Mi poczucie bezpieczeństwa daje to, że znam swoje umiejętności i wiem, że jestem przygotowana na zmianę pracy. Poczucie bezpieczeństwa daje mi polisa ubezpieczeniowa, bo zabezpiecza moją rodzinę. Poczucie bezpieczeństwa daje mi ciągłe uczenie się i bycie obecnym na rynku pracy. Poczucie bezpieczeństwa daje mi wsparcie bliskich. Stabilnie w rozumieniu “bez zmian”, mocno dusi kreatywność i blokuje Cię przed wychodzeniem ze strefy komfortu. Co więcej, często powoduje, że tkwisz w tym, co stabilne, ale… No właśnie. Kompletnie nie Twoje, nie takie jak chciałaś. Godzisz na to co jest, bo jest stabilnie. Na złe traktowanie, bo mogło być gorzej, a przecież nie jest tak źle, jest stabilnie. Na brak podwyżki od roku, bo niby za mało tych pieniędzy, ale wypłata jest stabilna. Na brak zainteresowania partnera, bo niby nie jest tak jak wcześniej, ale jakoś to jest.
Prowadziłam własną firmę,robiłam to, co dawało mi zarobki na przewidywalnym miesięcznym poziomie, ale… to nie było to, co chciałam robić. Jednak poczucie, że jednak to jest jakaś stała sprawiało, że bałam się to zmienić. Czy było stabilnie? Było. Czy byłam szczęśliwa? Raczej zadowolona, że jest stabilnie. Wiem, zdecydowanie łatwiej jest rzucić pierwszą pracę, kiedy jest się na studiach, nie ma się rodziny, kredytu i innych zobowiązań. Inaczej jest 10 lat później, inaczej 20 lat później. Wiem też, że każdy jeden dzień stracony na zastanawianiu się czy to co robię ma sens, że robię to tylko dlatego, że jest stabilnie, do bani, ale stabilnie. Każdy dzień, kiedy żałujesz, że mogłaś robić coś innego, że nie masz tyle odwagi, co ktoś, wyzwala w Tobie coraz więcej frustracji, złości, wypalenia. Kiedy czujesz, że jest niby ok, byle jak, ale jakoś to jest i tak w tym trwasz…
Chcesz iść do przodu? Musisz ruszyć z miejsca
Bo wcale nie trzeba tak jak ja, rzucić wszystkiego jednego dnia i zacząć coś nowego. Nie trzeba odkryć Ameryki, nie trzeba być oryginalnym, nie trzeba iść pod prąd. Trzeba znaleźć w sobie odwagę, żeby przerwać stan “stabilnie, ale byle jak”. Żeby było stabilnie, ale fajnie. Nie do dupy. Można to zrobić całkiem inaczej. Świat pędzi tak szybko do przodu, że nie masz czasu na prace i ludzi, którzy podcinają Ci skrzydła, nie dają satysfakcji. Na tkwienie w relacji, która od lat nie ma przyszłości, a jednak w niej jesteś. Na kawie z ludźmi, którzy obgadują Cię zaraz po tym, jak zamkniesz drzwi.
Dzisiejsze czasy są takie, że poczucie bezpieczeństwa daje ludziom elastyczność i akceptacja zmian. Zmian. Bo zmiany to coś, co jest pewnikiem. Coś, co nas nie ominie. Jeśli chcesz robić coś innego, codziennie rób jeden mały krok do zmiany. Chcesz zmienić zawód? Poświęć codziennie chwilę na naukę czegoś nowego. Tak, wiem. Ja też mam mało czasu. Ale żeby pójść do przodu, trzeba ruszyć z miejsca. I jeśli teraz znajdujesz tysiąc argumentów, dlaczego to co piszę jest nierealne i to nie ma prawa się udać – tak, nie uda Ci się to. Zauważyłaś, jak wiele osób ma pod górkę, a jak konsekwentnie realizuje swój cel, bo nie chce, żeby było byle jak? I jej wcale nie jest łatwiej – każdy ma swoje problemy, bolączki, swoją strefę komfortu, w której czuje się bezpiecznie i dobrze. Nikt nie ma łatwo w życiu, a żeby gdziekolwiek dojść, musiał przemierzyć pewną drogę. Ruszyć z miejsca. I tu nie tylko o pracę chodzi, ale i o relacje, o dom, o przyjaciół, o samopoczucie, o rozwój. Nie da się być w innym miejscu, czuć się inaczej, jeśli w kółko robi się to samo i stoi w tym samym miejscu. Nie da się.
Wiesz co robię? Kiedy jestem sama w kuchni, gotuję, wtedy włączam sobie szkolenia i wystąpienia z konferencji na youtube. Uczę się. Ma to niesamowity wpływ na jakość mojej pracy, co widzę już po kilku miesiącach takiego działania. Nie mam możliwości uczestniczenia w tylu konferencjach, robię to, co mogę, co jest realne. Właśnie, żeby nie było byle jak. Wiesz co robię, kiedy ćwiczę na orbitreku? Bo nie chodzę na siłownię, bo mam daleko. Więc ćwiczę na tym co mam. Nie masz orbitreka? Masz youtyube i miliony darmowych ćwiczeń. Oglądam serial… ale po anielsku. Wszyscy mamy zapchany od zajęć cały dzień. Nikt nie ma czasu więcej, czasem inaczej go planuje. Mi zajęło długo zrozumienie tego, że zmiany nie muszą być restrykcyjne, że nie muszę przeorganizowywać całego życia, mieć opiekunki do dziecka czy pomocy z zewnątrz. Zaczęłam korzystać z tego, co mam. Wystarczyło powiedzenie głośno przed samą sobą, że nie chcę, żeby było “byle jak”, nie chcę żeby było stabilnie, ale do dupy. Bo to oczywiście stabilnie, no ale jednak do dupy. Ja tak nie chcę, a Ty?
A jak zapytasz mnie “Co u Ciebie?”, powiem: Jest stabilnie, jest tak jak zawsze chciałam.
A jak zapytam Ciebie, co powiesz?
ABC szczęśliwego życia to cykl, jaki siedział mi w głowie od kiedy zaczęłam blogować. I choć pisałam teksty, które świetnie wpasowywały się w ideę projektu, wciąż brakowało odwagi na duży cykl. Zdecydowałam jednak, że listopad będzie miesiącem zmian, dlatego co mogłoby go lepiej zainaugurować niż zapowiedź dużego, niemal rocznego cyklu? Co dwa tygodnie, w każdy czwartek, będzie pojawiał się wpis z serii ABC szczęśliwego życia. Opowiedziane historie z inspiracją. Do życia.
Kolejny odcinek 13 grudnia. “C” jak…?
Wszystkie wpisy z cyklu „ABC szczęśliwego życia”:
- A jak „Algorytm życia”
- B jak „Byle jak”
- C jak “Cicha noc”
- D jak “Dobro. Bo życie jest zbyt krótkie, by budzić się z żalem”