Od kiedy pamiętam, styczeń był dla mniej najdłuższym miesiącem w roku, który ciągnął się jak flaki z olejem. W tym roku było inaczej. Styczeń minął mi szybko, nawet nie wiem kiedy. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero, jak wydrukowałam kalendarz na luty. Choć całe 31 dni walczyłam z suchym gardłem i raz się rozchorowałam – styczeń był całkiem fajny!
Wraz z początkiem stycznia zrobiliśmy… zaległego Sylwestra. Nie udało nam się bawić 31 grudnia, to bawiliśmy się 2 stycznia. Tak się zdarzyło, że i my i nasi przyjaciele, musieliśmy zostać w domu i przywitać Nowy Rok w gronie najbliższej rodziny (patrz: żona i mąż). Na szczęście nadrobiliśmy, a przy okazji zrobiliśmy parapetówkę. W końcu tuż przed świętami zrobiliśmy remont – do dziś nie poprzenosiłam nawet połowy rzeczy, ale zrobię to. Przyjdzie ten dzień. Drzewko Rafaello zrobiła moja M., a burgery… mój brat. Były pyszne! Lubicie domowe burgery?
Z góry przepraszam za jakość zdjęć! Zepsuł mi się stary telefon, dlatego wszystkie zdjęcia są ściągnięte z Instagrama – i jakość jest, jaka jest. Dorobiłam się już nowego telefonu, więc kolejny przegląd będzie w doskonałej jakości 🙂
Świętowaliśmy więcej razy… Tu z moją M. i z mężem.
Pogoda niemal cały miesiąc była “wyjściowa”, dlatego korzystaliśmy z uroków zimy, ile się dało!
Był też czas dla dziadków. Wasze maluchy też uwielbiają spędzać z nimi czas? Na pierwszym zdjęciu młody robi z babcią makaron, a na drugim czyta z dziadkiem “Nelę małą reporterkę”. Swoją drogą, zabawki geograficzne robią u nas ostatnio furorę.
I oczywiście było smacznie!
Byliśmy też na filmowych porankach w Heliosie. Pół godziny stania w kolejce po bilet, pół godziny stania w kolejce po popcorn. A tuż przed seansem reklama miesięcznika dla rodziców i kojący głos, który informuje rodziców i dzieci na sali – “W nowym numerze wszystko o seksie po porodzie”. I zwiastun filmu, w którym mowa o inseminacji. Zgadzam się, edukujmy dzieci od najmłodszych lat!
Chwaliłam się też, jak dbam o dietę. Dla usprawiedliwienia – w całym tym zestawie jedyną fanaberią była posypka kit-kat. Reszta – samo zdrowie. Czarna kawa – źródło polifenoli, brązowy cukier, lody waniliowe, masło orzechowe, polewa czekoladowa – źródło magnezu, bita śmietana – wapń. Można? Można ! 🙂
Pod koniec stycznia mieliśmy rodzinną imprezę – urodziny teścia. Podsyłam zdjęcie tortu i przepis – po upieczeniu biszkoptu zostaje 10 minut pracy. Serio. A tort jest DOSKONAŁY w smaku. I wyglądzie!
Wiem, wiem – wyglądam jak z okładki “Przyślij przepis”. Ale wracając do tortu:
BISZKOPT – albo upieczecie ze swojego przepisu, albo z mojego. Ja do tortu zawsze robię taki – 4 białka ubijam na sztywną pianę, stopniowo dodaję 8 łyżek cukru, cały czas miksując dodaję po jednym żółtku (łącznie 4). Na końcu mieszam w osobnej miseczce 4 łyżki mąki pszennej, 4 łyżki mąki ziemniaczanej i czubatą łyżkę kakao oraz pół łyżeczki proszku do pieczenia – stopniowo dodaję do ciasta i mieszam delikatnie szpatułką. Wlewam do tortownicy i piekę ok 45 minut w 180 stopniach. Po ostygnięciu kroję go na 3 blaty.
Ubijam kremówkę 0,5 litra na sztywno, dodaję 2 śmietan-fixy (opcjonalnie, zależy od konsystencji kremówki) i cukier puder. Ścieram na tarce o drobnych oczkach 2-3 kostki gorzkiej czekolady, mieszkam ze śmietaną.
Kajmak podgrzewam w ciepłej wodzie, wykładam do miseczki.
WYKONANIE: pierwszy blat smaruję kajmakiem ok 3-4 łyżki, wykładam połowę kremówki. Przykrywam drugim blatem. Wykładam na niego pozostałą kremówkę. Przykrywam ostatnim blatem. Górę smaruję kajmakiem ok 3-4 łyżki, posypuję zmielonymi orzechami i startą czekoladą. Pycha! A jak szybko!
I tak minął nam styczeń. … nadal uczę się łączyć pracę z macierzyństwem. Da się, jest ciężko, ale da się.
Jeśli interesuje Was, co się u nas dzieje poza blogiem – zapraszam do śledzenia nas na instagramie @kinka_blog i na facebook’u – Kinka Blog. Miłego dnia! U nas dziś kolejna impreza rodzinna – urodziny babci 🙂