Herbata barmańska. Znasz ją?

Jednym z naszych ulubionych miejsc na studiach była klubokawiarnia “Mleczarnia”. Musicie wiedzieć, że na mapie wrocławskich kawiarni, ta była zawsze wyjątkowa. Przegadałyśmy tam z dziewczynami mnóstwo godzin. Bardzo dobrze wspominam czas studiów, to były najfajniejsze lata mojej edukacji. Uczyłam się tego, co kochałam, poznałam mnóstwo fantastycznych osób, z którymi mam kontakt do dzisiaj, ale i poznałam świetnie miasto. Bo Wrocław jest piękny, przyjazny, kolorowy, w końcu miasto spotkań.

Nasze spotkania w “Mleczarni” trwały jeszcze długo po studiach. Choć każda z nas poszła w inną stronę, zaczęłyśmy prawdziwe życie i pierwsze sukcesy i porażki na rynku zawodowym, zawsze chętnie się spotykałyśmy na ulubionej gorącej czekoladzie i tej sławnej herbacie.

Tak, nigdzie indziej nie piłam nigdy tak dobrej gorącej czekolady jak tam. Choć nie, w zeszłym roku w Wedlu taka była. Ale smak tamtej, wrocławskiej pamiętam do dziś. Tak jak i tę herbatę. Musicie wiedzieć, że tę herbatę znali wszyscy. I choć była droga jak na tamte czasy, bo jak dobrze pamiętam, to kubek kosztował chyba 10 zł, każdy ją pił. Nawet studenci ze swoim budżetem, średnim budżetem dodajmy. Zamawiało się ją przy ladzie, tam też wybierało się smak i sok. Ja zawsze brałam czarną herbatę, z naparstkiem soku malinowego, do tego pokrojone w plastry pomarańcze, cytryna i grejpfrut. I szczypta cynamonu oraz kilka goździków. I obowiązkowo ciastko korzenne w kształcie serca.

I choć we Wrocławiu nie mieszkam już dobrych 7 lat, to ta herbata przypomina mi o nim zawsze. Zwłaszcza jesienią, kiedy wieczory są długie, a nic tak nie rozgrzewa jak właśnie ten napój. U nas w domu piją go dosłownie wszyscy. A goście zawsze są nim zachwyceni. Spróbujcie, to wyjątkowa herbata. Dla mnie kryje w sobie mnóstwo dobrych wspomnień, a jak wiadomo, wspomnienia dodają wyjątkowego smaku.

Herbatę przygotujecie tak:

Trzeba zaparzyć ulubioną herbatę w dużym kubku, tak 3/4 jego wysokości. Następnie dolać ulubionego soku, u mnie domowy malinowy. Ale zdecydowanie więcej niż naparstek, ponieważ uwielbiam smak malin w herbacie. Później obieracie pomarańczę i cytrynę, grejpfruta. Obieram owoce ze skórki, choć w tamtych herbatach były ze skórką. Zwyczajnie nie chce mi się jej szorować i obieram. Chyba że podaję gościom – wtedy szoruję. Na końcu dodajecie szczyptę cynamonu, i kilka goździków. Jeśli macie dodatkowo ciastka korzenne – hello, idealny zestaw jesienny. A jeśli nie macie – to ja mam dla Was przepis!

Ciasteczka korzenne

Koniecznie przygotujcie foremkę w kształcie serduszka. Tak, to jest bardzo ważne. Ja ciasteczka korzenne toleruje tylko w takiej postaci. Cóż, może i jestem sentymentalna, ale czy to nie wspomnienia smakują najlepiej?

Aby przygotować ciasteczka, musicie zagnieść ciasto, czyli: szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej, pół szklanki brązowego cukru, łyżeczka przyprawy korzennej, pół łyżeczki sody oczyszczonej, pół łyżeczki cynamonu, szczypta imbiru w proszku, małe jajko, 50 g miękkiego masła i 1-2 łyżki płynnego miodu. Zagniatamy ciasto, rozwałkowujemy, wyciskamy serduszka (koniecznie) i pieczemy ok. 12 minut w 180 stopniach w opcji góra-dół.

Teraz szybko pod koc i… jaka książka do tego?