Jakoś tak się zdarza, że każda szpitalna wizyta stawia mnie w świetle żony idealnej. Jeśli nie pamiętacie słynnej już historii o tym, że Proszę Pana, ja dochodzę tylko z mężem, możecie ją przeczytać tutaj. Zachęcam, tak idealnej żony i manifestującej wierność mężowi nie znajdziecie – normalnie ze świeczką szukać!
Miłość do mężczyzny można okazywać w różny sposób. Można codziennie dzwonić do niego ze szpitala i opowiadać krok po kroku co się robiło. Słyszeć jego głos i zapewniać go, jak bardzo się kocha. Można też zasypywać jego skrzynkę smsami. Rano na dzień dobry, przed posiłkiem smacznego, po powrocie z pracy jak było w pracy, wieczorem dobranoc i jak minął dzień. Można też zamówić sobie taką koszulkę ze zdjęciem męża, żeby każdy wiedział, że jesteś zajęta.
Ale dla mnie to pikuś. Ja jak kocham, to na całego. I kiedy już o tym mówię, mężu wie, że mówię prawdę. Bo nie każdego stać na tak heroiczne i szczere wyznania. Ale podobno żony idealne tak mają.
Wracaliśmy z mężem ze szpitala. Po leczeniu jodem radioaktywnym obowiązuje kwarantanna od dzieci i kobiet w ciąży, dlatego przez 7 dni mieszkam u teściów. Oczywiście całą drogę zapewniałam go o mojej tęsknocie, o tym jak spać bez niego nie mogłam i jak to obiady mi nie smakowały, bo nie jadłam ich z nim. Kiedy już dojeżdżaliśmy do teściów zorientowałam się, że zapomniałam powiedzieć mężowi, żeby spakował mi kolczyki. Byłam już tydzień bez nich, a kolejny tydzień może spowodować, że będę miała trudności z założeniem kolczyka. Mówię więc do męża:
– Jak przyjedziesz w tygodniu to przywieź mi kolczyki.
– A po co Ci?
– Bo mi dziurki w uszach zarosną.
– Coś Ty, uszy Ci odpoczną.
– Radek! Ja od tygodnia nic w dziurkach nie miałam!
– A to żona to akurat dobrze o Tobie świadczy!
Powiedział mój cudowny mąż śmiejąc się do łez.
I co, idealna ze mnie żona, co nie?
fot. Paulina Młynarska