W grudniu 2016 roku przeszłam leczenie jodem radioaktywnym. Okazało się, że mimo operacji i jednego leczenia, w szyi pozostał niewielki fragment tarczycy. Po 3 miesiącach, czyli w marcu, miałam zrobioną tomografię komputerową szyi i klatki piersiowej. Wynik był taki, że w szyi ten niewielki fragment wciąż jest, a nie powinno go tam być. Przez to wzrastał poziom tyreoglobuliny, czyli markera nowotworowego przy raku tarczycy. Mój lekarz prowadzący zdecydował, że powinnam jeszcze raz przejść leczenie jodem radioaktywnym. I przeszłam.
Leczenie jodem radioaktywnym jest leczeniem uzupełniającym po wycięciu tarczycy – krążący w organizmie jod ma za zadanie „wykończyć” pozostałości po tarczycy i komórki nowotworowe, które przemieszczają się w organizmie. Nie każdy przechodzi takie leczenie po raku tarczycy, tutaj decyduje lekarz. O tym, co zabrać na leczenie pisałam tutaj – jeśli się wybieracie, zachęcam do przeczytania tekstu, bo w szpitalnych ulotkach nie znajdziecie wielu informacji np. że warto wziąć ze sobą cytryny, żurawię i zapasowe ręczniki.
OPIS HOSPITALIZACJI
Dzień 1
Pierwszego dnia musiałam się zgłosić na czczo na badania lekarskie. Chwila w rejestracji, stos dokumentów do wypełnienia, w tym określenie poziomu stresu. Pani w rejestracji daje także plan hospitalizacji – jeśli będziecie się leczyć w Gliwicach, w rejestracji siedzi najmilsza Pani pod słońcem. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pomoże i doradzi, zawsze odbiera telefon z uśmiechem i zawsze mówi dzień dobry, do widzenia, proszę i dziękuję! Anioł! Następnie badanie przez lekarza prowadzącego – badanie jest kompleksowe. Lekarz osłuchuje, sprawdza kręgosłup, piersi, bada brzuch, ciśnienie i puls. Jeśli coś go niepokoi, zgłasza dodatkowe badania. Później opowiada co nas czeka. Z badania trzeba przejść na oddział na badanie krwi. Następnie szybciutko do szatni, przebieramy się w firmową piżamkę, ja tym razem dostałam rozmiar S, także nic mi się spadało. Piżamę trzeba nosić na oddziale – OBOWIĄZKOWO. Ja zabrałam dodatkowo rzeczy do spania. Ale rano przed obchodem musiałam być przebrana w firmówkę. Część rzeczy można zostawić w szatni, resztę bierze się na oddział. Z oddziału czas na USG szyi. Wracamy na korytarz, gdzie było badanie i tam kolejno przechodzi się USG szyi. Po badaniu czas wolny, zawieranie przyjaźni lub obiad z mężem 🙂
Dzień 2
To był dla nas dzień wolny. Byliśmy przyjmowani w piątek, a jod dostawaliśmy dopiero we wtorek, dlatego wolna sobota… była dla nas wolną sobotą. Do mnie przyjechała rodzinka.
Dzień 3 i 4
Te dni właściwie też są wolne. Dostaje się każdego dnia po jednym zastrzyku – zastrzyk Thyrogen powoduje podwyższenie TSH bez konieczności odstawiania wcześniej leków, dzięki czemu pacjent mniej się męczy, bo nie popada z dnia na dzień przez cały miesiąc w coraz to większą niedoczynność tarczycy. To kosztowna rzecz, ale to też ukłon w stronę pacjenta i jego samopoczucia przed leczeniem. Po zastrzyku jest czas wolny. Można spotkać się z rodziną, wyjść na spacer – szpital w Gliwicach ma piękny, duży park, z ławeczkami i stawem. Jest gdzie odpocząć. Jest też kaplica, gdzie byłyśmy w niedzielę na mszy, jest biblioteczka dla pacjentów. Każdego dnia prowadzone są też warsztaty dla pacjentów, nam udało się pójść na jedne w poniedziałek!
Dzień 5
To dzień podania jodu. Rano przechodzi się badanie krwi, później śniadanie, obiad i przeniesienie na Oddział Dawek Wysokich. Jest czas, żeby zejść do szatni, wynieść część rzeczy, coś dokupić, coś przynieść. Ok. 14 jest podanie jodu. Schodzi się na korytarz, a następnie Pani technik woła kolejno pacjentów i podaje jod. Jak wygląda podanie jodu? Pani technik podaje długą rurkę z tabletką i kubek z wodą. Trzeba przechylić rurkę jak kieliszek, połknąć niewielką tabletkę i zapić. I szybko uciekać bocznym przejściem do swojego pokoju. I tak zaczyna się jodowanie.
Dzień 6-7
Pobyt w Oddziale Dawek Wysokich. Nie wolno wychodzić z pokoju. Jedzenie donoszą, obchody są normalnie, kiedy ktoś się źle poczuje może wezwać pielęgniarkę. W Gliwicach na oddziale nie ma pielęgniarek, tam są anioły, które tak dbają o pacjentów, jak w żadnym innym szpitalu. Cudowne kobiety! 7. dnia jest też wstępny pomiar aktywności jodu w organizmie. A jeśli już mowa o jedzeniu – tu naprawdę dobrze karmią! Szpital ma swoją kuchnię i kurcze, ja jestem wybredna, ale tu mi smakowało!
Dzień 8
Rano przychodzi pan technik i bada licznikiem pomiar aktywności jodu w organizmie – każdy kto ma poniżej 20 nadaje się do kontaktu z otoczeniem i nie jest już dla niego groźny. Później badanie krwi i scyntygrafia szyi, klatki piersiowej i całego ciała. Po tym wszystkim wracamy na śniadanie, na obchodzie informują na podstawie aktywności promieniowania, czy możemy wyjść do domu. I pakowanie. A właściwie sprzątanie, bo z oddziału dawek wysokich nie wolno niczego wynieść. Ewentualnie telefon, który był czymś owinięty lub był w woreczku foliowym. Po obiedzie lecimy do szatni przebrać się i do pokoju 177 czekać na wypis. Czekanie jest najgorsze. Ale kiedy lekarz mówi, że jesteś zdrowy – wynagradza to wszystko! Lekarz informuje na wypisie o wynikach badań, odpowiada na wszystkie pytania, mówi też, jaka kwarantanna od kobiet w ciąży i małych dzieci została wyznaczona. U mnie pomiar aktywności wynosił zaledwie 2, dlatego dostałam tylko tydzień. I teraz jestem na tygodniowych wakacjach u teściów. O kwarantannie pisałam więcej tutaj.
Jeśli macie jakieś pytania odnośnie pobytu w szpitalu na leczeniu jodem radioaktywnym – piszcie. Postaram się odpowiedzieć!