Czas pędzi jak szalony. Nikogo nie pyta o zdanie, czy czasem nie biegnie za szybko. Niekiedy masz wrażenie, że wtedy, kiedy potrzebujesz go więcej, on uśmiecha się tylko i przyspiesza. Ucina kolejne minuty, godziny i dni. Brakuje go na pracę, na wspólną kolację, brakuje go na życie. Normalne życie.
Starasz się wykorzystać go jak najlepiej. Planujesz, robisz tabelki, notatki i hierarchię wartości. Zastanawiasz się co jest ważne, co ważniejsze, a z czego można zrezygnować. A wieczorem pijesz zimną poranną kawę i wkurzasz się, że dzień jest za krótki i dałabyś złote góry temu, kto wydłużyłby dzień choć o jedną, malutką godzinę.
Czas pędzi jak szalony. I można mu wiele zarzucić, ale ma to też swoje zalety. Nie, nie oszalałam. Czas biegnie szybko, więc zapominasz, czas biegnie szybko więc nabierasz dystansu, czas biegnie szybko, więc układasz sobie wiele w głowie. Czas pędzi jak szalony, a Ty starasz się robić jak najlepiej swoje, realizować cele i marzenia. Starasz się radzić sobie z czasem, z tym strasznym czasem, który płata psikusy… Stawiasz mu czoła i zaczynasz się śmiać i mu dziękować, bo choć tak pędzi… Ty dzięki temu wiesz, że żyjesz! I dlatego masz właśnie ochotę wydłużyć dzień, żeby robić więcej, więcej i jeszcze więcej… Mimo zbyt małej ilości minut i godzin, mimo przeciwności losu. Bo skoro żyjesz, masz siłę, energię i Ci się chce – doskonale radzisz sobie z czasem. Ja też. Od roku, bo wcześniej tylko na niego narzekałam…
Rok temu o tej porze siedziałam z mężem na izbie przyjęć. Czekało mnie leczenie jodem radioaktywnym, który miał doszczętnie poradzić sobie z pozostałościami tarczycy po operacji. Siedziałam tam pełna nadziei. Kilka dni później straciłam grunt pod nogami.
Na chwilę, bo wystarczyła jedna prosta rozmowa, żeby zrozumieć, że czas jest naszym sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Że pomimo tego, że życie płata figle, a czas złośliwie skraca dobę – możesz więcej niż Ci się wydaje. Masz więcej czasu, niż Ci się wydaje. Po prostu go marnujesz. Ty i ja.
Lekarz, który wręczał mi wtedy wyniki badań wiedział. Ja nie. Dla mnie czas znów stanął w miejscu. Wszystko stanęło w miejscu. Najpierw do marca, później do lipca. Nie było niczego w międzyczasie. Wszystko wykreśliłam, z wszystkiego chciałam zrezygnować. Wymazać pół roku, które na mnie czekało. Przeżyć je… nie, nawet tutaj nie chodziło o przeżycie, ale o przetrwanie go. Budzić się, iść spać, budzić, robić to co trzeba. Wegetować, wyzdrowieć i dopiero zacząć żyć. Jaka ja byłam głupia.
Lekarz, który wręczał mi wyniki badań wyczuł mój plan. Plan zapanowania nad czasem. Mój genialny plan! A tak naprawdę… miałam w planach zmarnowanie pół roku. PÓŁ ROKU! Bo żeby zacząć żyć, chciałam być całkowicie zdrowa, mieć wszystko za sobą, otworzyć nową kartę i znów pokochać życie.
Tak się nie da. I to wytłumaczył mi lekarz. I za to jestem mu cholernie wdzięczna. Bo mimo tego, że czekało mnie kolejne leczenie, ja zaczęłam żyć wychodząc ze szpitala, nie pół roku później. Jak zakładałam.
I wyszłam ze szpitala silniejsza, z ogromną wiedzą: czas jest naszym sprzymierzeńcem, jeśli go nie marnujemy.
Wyszłam ze szpitala i… zaczęłam działać! Więcej, intensywniej i lepiej! Pierwszą wizytę miałam w swoje 30. urodziny. Wtedy dowiedziałam się, że przejdę kolejne leczenie. I… podziękowałam lekarzowi za troskę i opiekę. I obiecałam, że żyję tak jak miałam – z uśmiechem, radością. Bo mam w życiu wiele szczęścia! Ze szpitala mąż zabrał mnie na fantastyczny weekend tylko we dwoje! Bawiłam się doskonale, choć planowałam wcale nie urządzać urodzin. Stało się inaczej… po powrocie do domu wyprawiłam jeszcze 3 imprezy urodzinowe! Duże, huczne, pełne radości, śmiechu i nadziei. Zaczęłam żyć. Nie wegetować. Zaczęłam doceniać czas i życie.
Zaczęłam żyć. Nie z chorobą, ale pomimo choroby.
Przeciwności losu zdarzają się zawsze, w każdej chwili i momencie może coś się stać. Może, ale nie musi. A czas na to nie patrzy, tylko gna. I choć czasem masz ochotę, aby się zatrzymał, albo przewinąć go na podglądzie kilka miesięcy do przodu – on się nie poddaje. Robi swoje, bo takie ma zadanie. Nie zważa na okoliczności. Po prostu idzie do przodu…
Pomyślałaś kiedyś, żeby potraktować czas jak swojego sprzymierzeńca? Nie obrażać się na niego, ale wykorzystać to, co Ci daje? Ale co on daje, przecież wszystko zabiera! – też tak myślałam. Zabiera chwile z mężem, z dzieckiem, karierę, chwilę z książką, zabiera wszystko!
Z życiem trzeba wygrać w głowie. I z jego przeciwnościami.
Pogodzić się z tym, co jest. I żyć pomimo tego. Czy to jest łatwe? A gdzie tam – życie nigdy nie jest łatwe. Ale nie wolno uzależniać planów i marzeń od tego, że coś się może stać. Bo może, ale nie musi. Jeśli masz siłę, masz energię, chęci – nie czekaj, aż coś się skończy, aż coś się wydarzy. Ja wpisałam kontrole w kalendarz, obok ślubu przyjaciół, ważnych spotkań i weekendu z rodziną.Mogłam chodzić, zwyczajnie funkcjonować. Nie pozwoliłam, żeby choroba zdominowała moje życie. Zaczęłam żyć normalnie.Cieszyć się z tego, co mam, co mogę. Zamiast użalać się nad tym, na co wpływu nie mam. Nie czekałam aż coś się skończy. A choroba skończyła się w międzyczasie. I teraz żyję jeszcze bardziej!
A czas? Czas daje Ci minuty, godziny, tygodnie, miesiące i lata. Więcej go nie będzie, więcej Ci nie da. Ale Ty możesz go mniej marnować – albo bardziej, naiwnie czekając, że doba się jednak wydłuży, a los nigdy nie ziewnie uśmiechając się… Naucz się żyć. Ja się uczę. Od roku. I to był mój najlepszy rok – rodzinnie i zawodowo. Bo zaczęłam żyć i doceniać. A nie czekać. I tego Ci życzę!
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, UDOSTĘPNIJ go proszę
– skoro podoba się Tobie, może spodoba się też Twoim znajomym?
Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje – na FACEBOOKU codziennie rozdaje mnóstwo dobrej energii i humoru! Dołącz do nas – pijemy kawę, śmiejemy się,
dyskutujemy, rozwiązujemy problemy, wzruszamy się!
Jeśli chcesz się pośmiać, zmotywować i przekonać, że pyszne jedzenie pachnie nawet przez ekran – dołącz do mnie na INSTAGRAMIE! Czekają tutaj na Ciebie nie tylko piękne zdjęcia, ale i życiowe historie na Instastories!
Czekam na Ciebie!