Nie żyjemy w łatwych czasach, o nie! Choć nie da się ukryć, że są to czasy piękne i to jak piękne. Sama łapię się na tym, że kiedy wracam z wyjątkowo urokliwego miejsca, a później opowiadam o tym przyjaciołom, to mówię: “Było cudownie! Taki iście instagramowy klimat”. Co jednoznacznie brzmi: “było najpiękniej na świecie, tak idealnie”. W pułapkę instagrama łatwo wpaść. I ja w nią wpadłam.
Na szczęście nie w taki sposób, jak pewnie myślicie. Nigdy nie porównywałam się do dziewczyn, które pokazują się w sieci. Nie próbowałam dorównać im wyglądem, czy też lampką szampana na śniadanie. Choć uwielbiam to oglądać! Naprawdę – kocham kolorowe, precyzyjnie skrojone kadry, gdzie wszystko do siebie pasuje. Kocham oglądać sesje zdjęciowe zrobione w magicznych zakątkach świata i te, w bajkowych sceneriach. Wszystko to traktuję jako inspirację, coś przyjemnego dla oka – i dzięki temu odkrywam piękne miejsca na świecie. Pracowałam długo w mediach, byłam zawsze z drugiej strony, jako dziennikarz. Miałam okazję też być przed kamerą, wcielać się w rolę modelki, czasem prezenterki – i dzięki temu, że wiem, ile pracy kosztuje zrobienie sesji, przygotowanie się do niej, później obróbka zdjęcia – nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zdjęcia traktować jako… z życia wziętych.
Tydzień temu, na spotkaniu z młodzieżą, mówiłam o tym, że to, co widzimy na instagramowym feedzie, to co oglądamy w kolorowych magazynach to po prostu kreacje. Nie wolno nam traktować tego jeden do jednego, bo to nie ma zwyczajnie sensu. Pamiętacie reklamę Milky Way? Tak puszysty, że unosi się na mleku? Ja to zrobiłam. I byłam wielce rozczarowana, że się utopił! W reklamie kłamali. Wtedy mama wytłumaczyła mi, że tu chodzi o metaforę, o zobrazowanie tego, jak on smakuje, o pokazanie jego lekkości. Mnóstwo zdjęć na instagramie to wynik pracy i pasji do fotografowania. Zauważcie, że wiele profili może poszczycić się lepszymi zdjęciami, niż niejeden magazyn modowy. To ogromna sztuka i tak powinniśmy to traktować.
Jestem szalenie zauroczona dziewczynami, które mają piękne profile, a na instastories pokaazują, jak wygląda ich codzienne życie. Piękne zdjęcie to moja praca, to moja pasja. A na stories pokazują to, że rano wstają bez makijażu, chodzą nieraz cały dzień w piżamie, a na śniadanie piją herbatę, nie szampana. Mają złe dni, worki pod oczami, dzieci im tak samo chorują. Ja sama bardzo często nagrywam stories bez makijażu, w turbanie na głowie, jeśli akurat umyłam włosy i tak do Was mówię. Nigdy też nie przepraszam za to, że jestem nieumalowana. Bo ja tak zwyczajnie wyglądam bez makijażu 🙂 Dostaję setki wiadomości, że podziwiacie, że mam odwagę tak się pokazać. I o tej odwadze, o poczuciu kobiecości nawet bez makijażu, napiszę Wam osobny tekst – bo ja też musiałam do pewnych kwestii dorosnąć i zrozumieć, zaakceptować.
A co z retuszem?
Tak, każde zdjęcie, które trafia do magazynu, jest retuszowane. Żeby wyrównać kolor, dodać światło, poprawić to, czego nie udało się zrobić w naturalnych warunkach. Czasem grafika mocno ponosi i nie potrafimy poznać gwiazdy na okładce. Zdarza się. Czasem ktoś tak bardzo nie jest zadowolony ze swojego wyglądu, że za pomocą programów graficznych zmienia wszystko: wydłuża nogi, pogłębia wcięcie w talii, na brzuchu maluje sześciopak, wysmukla twarz. Dzisiaj za pomocą programu graficznego można zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Tylko po co?
I pewnie zastanawiacie się, jak to jest u mnie 🙂 Tak, moje zdjęcia też są często poddawane retuszowi. Zazwyczaj podkręcam kolory, bo lubię żywe obrazki. ALE! Nigdy nie pozwalam majstrować przy twarzy i reszcie ciała. Nigdy nie pozwalam na usuwanie blizny. Jest duża, ale jest moja. Jestem niska, nie mam idealnego ciała, ale taka jestem i w pełni to akceptuję.
Co więc retuszuje? Otóż jest jedna rzecz, z którą nie przepuszczę żadnego zdjęcia. Mowy nie ma! Po pierwsze, nawet najpiękniejsze zdjęcie z tą “wadą” by nie przeszło, a po drugie – nie chcielibyście tego oglądać, wierzcie mi na słowo. Otóż… jest to szminka na zębach! Tak. Niektóre szminki, przy dużej pracy ust i ciągłym uśmiechaniu się, zostawiają na zębach kolorowe ślady. Zdjęcia z jednej strony wyglądają koszmarnie przez to, a z drugiej niesamowicie śmiesznie 😀 W każdym razie, to jest coś, co zawsze musi być usunięte i nie ma opcji, żeby znalazło się na blogu. To są momenty, kiedy dziękuję światu za photoshopa 🙂
W retuszu zdjęć nie ma nic złego. Podkręcanie koloru, robienie odpowiedniego klimatu, to naprawdę sztuka. Wszystko, co z umiarem, jest dobre. Z umiarem, bo kiedy na zdjęciu nie przypominasz siebie, to oznacza, że umiar dawno się skończył. Bawmy się programami graficznymi, ale z głową.
fot. Mateusz Koczwara
Sukienka: ORSAY