Moja mam miała w podstawówce przyjaciółkę, która w piątej albo szóstej klasie wyjechała z rodziną do Niemiec. To były lata 80-te, kto miał możliwość, jechał na zachód. Sabina, to tak miała na imię, wysyłała mamie z nowego, lepszego świata paczki. Piórnik, wieczne pióro, mazaki, a potem puder i inne przydatne rzeczy dla noworodka, kiedy ja się urodziłam. Mimo upływu lat, przyjaźń przetrwała. I kiedy miałam dwa latka, zapakowani z torbami wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Niemiec. Moi rodzice wcześniej podróżowali, ale dla mnie, małego szkraba, pewnie taka wyprawa była szokiem. Tam, pierwszy raz jechałam na ruchomych schodach i dostałam jajko niespodziankę – wyobraźcie sobie, że ta zabawka była dla mnie tak cenna, że do dzisiaj mam mały, plastikowy telefonik, jaki był w jajku. Teraz pojechaliśmy do córki Sabiny, na wesele.
Kolejne lata i wakacje, raz lub nawet dwa razy do roku jeździliśmy do Niemiec. Za każdym razem, kiedy przejeżdżało się granicę, było widać różnicę. W końcu to był Rajch. We wszystkim. Inne sklepy, inni ludzie, wszystko dostępne od ręki. Ile to rzeczy się przywoziło z Niemiec, bo u nas nie było. A jak było, to pewnie nie tak bardzo dostępne lub zwyczajnie nie było nas na to stać. True story.
Zawsze dążyliśmy do tego, co jest tam. Lepsze samochody, od razu było widać na ulicy, że przyjechał ktoś z zachodu. Mieli bardziej kolorowe i markowe ubrania, mieli słodycze, jakich u nas nie było. Jak ja kochałam oranżadki Brause, takie z niebieskim marynarzem. Czekało się na te słodycze, czekało. Smakowały tak bardzo inaczej, niż te nasze, krajowe. Tak jak i na wszystko inne, czego nie było tutaj, a było tam. Kiedyś ciotka z Ameryki przywiozła nam… próbki perfum, bo myślała że u nas wciąż tego nie ma.
Znacie ten film, a raczej parodię “Byzuch”? O Polakach, którzy wyjechali do Niemiec i po latach wracają odwiedzać znajomych w Polsce. Kiedy to okazuje się, że u nas już nie kradną samochodów, a nawet często jeździmy lepszymi samochodami niż tam. Kiedy mamy i telewizory LCD, i takie same markowe ubrania i perfumy. Normalne.
Jednak stereotypy wciąż funkcjonują – że te białe misie u nas na drogach biegają, że nie mamy tyle elektroniki, że wciąż jest u nas dzicz. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu moja kuzynka wychodziła za mąż za Włocha i jego rodzina miała przyjechać do Polski – teź nie wiedzieli, czego mają się spodziewać. Nawet jak na moje wesele kilka lat temu przyjechały kuzynki z chłopakami, i zabrały ich do naszych ogromnych, nowoczesnych galerii handlowych, na nasze odnowione rynki i do fajnych restauracji – też byli w szoku, że Polska to ładny kawałek ziemi na mapie Europy. Że zrobiliśmy w ciągu kilkunastu lat ogromny krok do przodu. I to widać. Widzimy to my, widzą to oni. Moje ciocie nie pytają już co nam przywieźć, czego tutaj nie mamy. Są produkty, które są lepsze tam i przywożą je nam do Polskie i odwrotnie – są rzeczy, które są lepsze u nas i zabieramy im je do Niemiec. Tak, jesteśmy w Europie.
Wczoraj wracaliśmy z Niemiec do domu. Zapytałam Kacperka, jak mu się podobało: “Normalnie mamo. Tam jest tak samo jak u nas, nawet nie wiedziałem, że w innym kraju jestem. A u nas to nawet jest ładniej”.
Nie wiem kiedy zatarła się ta różnica. Kiedy nie zwozimy zNiemiec rzeczy, bo u nas już wszystko jest. Kiedy jadąc tam nie czujemy się jak w innym, lepszym świecie. W przeliczeniu na złotówki wszystko kosztuje tyle samo, co u nas. Czasem nawet mniej. Są te same sklepy, te same ceny. Sieciówki wysyłają te same ubrania na całą Europę, kupujemy to wszystko za te same pieniądze. Wakacje kosztują tyle samo, obiad w restauracji też. A jednak stopa życiowa tam jest wyższa. Zarabiamy nawet podobnie – tam nauczycielka przedszkola dostaje 2 tys. i u nas tyle samo… Tylko, że u nas w złotówkach. I to jest różnica, której długo pewnie nie przeskoczymy 🙁
I tego sobie życzę. Żebym pojechała tam za kilka lat i nie przeliczała wszystkiego na złotówki, żeby nie tylko ceny w sklepach były takie same tu i tam, ale i zarobki nasze i ich. Bo pracowitości nam nikt nie odmówi. Potrafimy z wypłaty żyć, ubrać się, pojechać na wakacje i jeszcze coś odłożyć. Idziemy do przodu, jesteśmy blisko i miejmy nadzieję, że tak jak wtedy, ta różnica sama się zatrze. Chcę w to wierzyć.
A Wam, co przywoziły ciocie z Niemiec?