Kolejny raz trafiłam tam, gdzie internet się kończy. W miejsce strasznej licytacji. Kolejny raz się we mnie zagotowało. Kolejny raz stwierdziłam, że część mam wraz z urodzeniem dziecka urodziło też kawałek rozumu… Kolejny raz nie mogę zrozumieć, jaką krzywdę kobiety potrafią wyrządzić kobietom. Kolejny raz nie mieści mi się w głowie, jakim prawem ktoś może nazywać się lepszą mamą od drugiej. Kolejny raz w tej dyskusji brakuje bardzo ważnej strony, często pomijanej. Strony która w tej durnej licytacji wygrywa. Nie chciałam użyć tego słowa, ale trudno. A wiecie czym wygrywa? Bezwarunkową miłością.
Mamo, dlaczego?
Tak jestem chora. Mam gorączkę, leżę w łóżku i szlag jasny mnie trafia. Co z tego, że dzisiaj jakaś mama przechwala się, że karmiła do roku dziecko piersią, kiedy potem zaczęła go karmić pasztetami, parówkami i słodyczami. Co z tego, że jakaś mama urodziła siłami natury, a później w wieku 4 miesięcy wsadziła dziecko do chodzika. Co z tego, które dziecko szybciej usiadło, a które później zaczęło chodzić? Co z tego, że przez pierwsze miesiące życia dziecka licytujecie się, która postępuje lepiej, a która gorzej? Ja jeszcze rozumiem, że można się oburzać jak się karmi półroczniaka bigosem, sama się oburzam, bo to jest robienie dziecku krzywdy. Ale karmienie go mlekiem modyfikowanym? Karmisz? No karmię. Tylko inaczej niż Ty.
Idźmy dalej. Co z tego, że kupujesz mu najdroższe zabawki, że dajesz tylko drewniane bo to zdrowiej, że kupujesz wszystko co najdroższe i rekomendowane. Co z tego, skoro nie poświęcasz dziecku czasu? I tu możesz wejść w kolejną absurdalną licytację! Lepsza mama na podstawie czasu poświęconego dziecku. Tylko że tutaj byłaby już bardziej skomplikowana sprawa… Bo o ile na poród naturalny i cesarskie cięcie nie mamy wpływu, co jest taką samą loterią jak w przypadku karmienia piersią i mlekiem modyfikowanym, o tyle czas poświęcony dziecku wymaga już od nas bardzo wiele. Ale przy takiej licytacji też pojawiłyby się absurdalne argumenty: ja mam prace, ty siedzisz w domu, ty masz kogoś do pomocy, ja muszę sama, ty masz jedno dziecko, ja mam pięcioro, ty masz łatwiej, ja mam gorzej. Bla, bla, bla.
Mamo, nie pamiętasz?
Nie pamiętasz tych nieprzespanych nocy? Tak samo płakało Twoje dziecko urodzone poprzez cesarskie cięcie, jak i moje urodzone siłami natury. Nie pamiętasz kolek? Takie same miało Twoje karmione piersią, jak i moje karmione mlekiem modyfikowanym. Nie pamiętasz bólu po porodzie i dochodzenia do siebie? Tak samo męczyłam się ja rodząc siłami natury, jak i Ty rodząc przez cesarskie cięcie. Choć moim zdaniem Ty cierpiałaś bardziej… Bo ja po porodzie poszłam się samodzielnie wykąpać, mogłam podnieść dziecko i normalnie funkcjonować. A Ty musiałaś leżeć i strasznie się męczyć, bardzo Ci wtedy współczułam. I nie mogłam zrozumieć, jak można zazdrościć kobietom, które mają cesarki. Nie pamiętasz pierwszego uśmiechu dziecka? Tak samo śmiało się to karmione mlekiem modyfikowanym i mlekiem matki. Nie pamiętasz pierwszej gorączki i czuwania nad łóżeczkiem całą noc? Tak samo robiłam ja, rodząca naturalnie i Ty rodząca przez cesarskie cięcie. Nie pamiętasz wspólnych zabaw, nauki pierwszych słów, wspólnych śniadań, małych i większych radości? Pamiętasz. I wiesz, na to nie ma wpływu ani rodzaj porodu, ani rodzaj mleka. Na to ma wpływ Twoje podejście do macierzyństwa, Twój czas dany dziecku i cieszenie się sobą. Zamiast licytacji, zamiast przykrych słów, zamiast skupiania się na tym, co u innych, skupienie się na tym, co u Ciebie, na radości i dziecku…
A gdyby tak zamiast się licytować, wspierać?
Najgorsze jest tutaj to, że podczas tej durnowatej rozmowy zapominamy o jeszcze jednej grupie mam. Bo są na świecie nie tylko mamy z teamKP, teamMM, teamSN i teamCC. Są jeszcze mamy, które…
Mamo, pokochaj
I nie chciałam poruszać tego tematu. Nie chciałam, bo znam go bardzo dobrze, bo jest mi bliski, bo dotyczy bliskich mi osób. Nie chciałam o tym pisać, bo mój blog nie jest parentingowy. Śmiałości do napisania tego dodała mi moja serdeczna znajoma Ania, z bloga MUM ME, jeśli ktoś jeszcze nie zna – bardzo polecam. Jakiś czas temu Ania opublikowała wywiad z mamą adopcyjną, która opowiedziała o czymś, co jest mi bardzo bliskie. Z mamą, która nie urodziła siłami natury, ani nie urodziła poprzez cesarskie cięcie. Z mamą, która nie karmiła nawet mlekiem modyfikowanym. Z mamą, która doskonale wie, że liczy się coś więcej… Z mamą, która po prostu pokochała swoje dziecko i podarowała mu coś, o czym mam wrażenie w tych licytacjach się zapomina. Podarowała bezwarunkową miłość. Miłość, bo dziecko niczego więcej nie potrzebuje. Poza miłością, poza poświęconym mu czasem. Nic więcej. Nic.
Znam kilka mam adopcyjnych. I z ręką na sercu uważam, że są idealne. Choć nie musiały rodzić, nie musiały walczyć o laktację, choć nie stanęły przed dylematem, kiedy odstawić dziecko od piersi. One zmierzyły się z dużo trudniejszym egzaminem – egzaminem z bezwarunkowej miłości. Z pokochaniem dziecka takim, jakie jest. I moim zdaniem zdały go fantastycznie!
I nawet nie wiecie, jak boli mnie serce, kiedy ONE muszą słuchać tak durnych dyskusji… Dyskusji o rankingu, w którym tak naprawdę nie są brane pod uwagę… To jest tak smutne, że mi osobiście chce się płakać.
Mamo, co tak naprawdę dajesz dziecku?
Szkoda, że w tej durnej licytacji nikt nie wspomina o tym, ile czasu w ciągu dnia bawi się z dzieckiem, ile razy w ciągu dnia okazuje dziecku bliskość, ile razy w ciągu dnia stara się zbliżyć do dziecka, pogłębić relacje. Ile poświęca czasu na to, żeby wydobyć z dziecka uśmiech, przytulenie. Bo można miesiącami walczyć o laktację, bić się z myślami i słuchać wokół komentarze: Ale jak to nie karmisz? Nie wiesz, że pokarm mamy jest najlepszy? Wiem, ale moje dziecko jest głodne, nie przybiera na wadze, a ja jestem kłębkiem nerwów. Drugi raz przeszłabym na mleko modyfikowane dużo szybciej. Poszłaś na cesarkę? Wygodna z Ciebie kobieta. Aha. Problem z chodzeniem, niegojąca się blizna i tysiąc innych problemów. Dziękuję za taką wygodę. Wiem, że mleko matki jest najlepsze, jednak nie każda z nas ma możliwość, siłę i odpowiednie wsparcie. Wiem, że poród naturalny jest najlepszy, ale nie każda ma możliwość, nie każda ma szansę, nie każda ma predyspozycje. W końcu nie każda może nosić dziecko pod sercem i je urodzić… Niektóre mamy noszą dzieci nie w brzuchu, ale w serce… I w sercu się one rodzą. Dlatego nie wolno nam oceniać, bo w zdecydowanej większości przypadków, decyzję podjęło życie, nie mama…
To jaka jest najlepsza mama w takim razie? Najlepsza mama to taka, która kocha dziecko i daje mu miłość, opiekę, bezpieczeństwo. Mama, która daje mu to, co może najlepszego.
Mamy, opanujcie się! Jeśli już nazywać się dobrą mamą, to pod względem okazanej dziecku miłości. Nic więcej się nie liczy, bo dziecko niczego więcej nie potrzebuje. Tak samo wyrośnie na mleku modyfikowanym, jak i na mleku z piersi. Tak samo wyrośnie po porodzie naturalnym, jak i po cesarskim cięciu. W końcu tak samo wyrośnie, kiedy pierwszy posiłek jaki mu podasz nie będzie przetartą zupką, ale będzie zupą pomidorową z makaronem, bo maluch zamiast 4 miesięcy, będzie miał 4 lata. Tak samo wyrośnie, jeśli dasz mu to, co dla niego najlepsze – miłość. Miłość i czas. I siebie.
Miłość, moi drodzy, miłość.
To załatwia wszystko.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, UDOSTĘPNIJ go proszę
– skoro podoba się Tobie, może spodoba się też Twoim znajomym?
Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje – na FACEBOOKU codziennie rozdaje mnóstwo dobrej energii i humoru! Dołącz do nas – pijemy kawę, śmiejemy się,
dyskutujemy, rozwiązujemy problemy, wzruszamy się!
Jeśli chcesz się pośmiać, zmotywować i przekonać, że pyszne jedzenie pachnie nawet przez ekran – dołącz do mnie na INSTAGRAMIE! Czekają tutaj na Ciebie nie tylko piękne zdjęcia, ale i życiowe historie na Instastories!
Czekam na Ciebie!