Jak przez swoją gadatliwość naraziłam się na złą opinię

Dużo mówię. Dużo żartuję. Najczęściej łączę obie te rzeczy. Najczęściej w złym momencie… I tak ostatnim razem chcąc być zabawną, wyszłam na…. hmm… a z resztą sami przeczytajcie.

Pojechałam z mężem na zakupy. Wybrałam w sklepie kilka rzeczy. Kiedy podeszliśmy do kasy, zobaczyłam na ladzie fajne, grube rajstopy, idealne na jesień.  Ekspedientka kończyła kasować moje ubrania, gdy mąż zapytał czy biorę coś jeszcze, czy może już płacić. Podałam Pani rajstopy i mówię z zalotnym uśmiechem:

– Ja wybieram kolejne produkty, a ty bez zająknięcia za wszystko płacisz. Wiesz, to podchodzi pod sponsoring.

Mąż uśmiechnął się, podobnie jak Pani kasjerka, która bacznie mnie zlustrowała. Zorientowałam się, że może nie zrozumiała mojego żartu, więc szybko dodałam:

– No ale w małżeństwie to chyba temat sponsoringu nie istnieje.

Pani znów się tylko uśmiechnęła pod nosem.

Kiedy wyszliśmy ze sklepu mąż uświadomił mnie, że nie miałam założonej obrączki i… tak, to trochę wyglądało na sponsoring.

Chciałam być zabawna, a wyszło jak wyszło. Także uważajcie, co mówicie i zawsze sprawdzajcie, czy macie ze sobą jakieś alibi dla swoich żartów 🙂

PS. …i po uformowaniu ciasteczek, ulepieniu pierogów i zrobieniu mielonych zawsze zakładajcie obrączki 🙂 Od razu !!!