Dlaczego nie noszę… spódnic?

Dacie wiarę, że nigdy nie lubiłam odważnych kolorów? Był okres, że lubowałam się w niebieskim. Miałam wszystko w tym odcieniu, sweterki, spodnie, sukienki, buty. Nawet plecak. Później był okres cukierkowy, jak ja kochałam róż! Razem z moją Agą z liceum nosiłyśmy różowe sweterki, pastelowe sukienki, spodnie, białe kozaczki (hej, każda modna dziewczyna je wtedy nosiła), do tego brokat. Ale żeby nie było – to wszystko wyglądało naprawdę bardzo estetycznie, bez przesadzonego makijażu. Bo z makijażem tak mi już zostało – rzęsy, podkład i gotowe. Jak znajdę stare zdjęcia, podrzucę Wam kiedyś. Co ważne, w okresie pastelowego szaleństwa okraszonego brokatem poznałam mojego męża, także jest to potwierdzenie tego, że nie szata zdobi człowieka, a liczy się wnętrze 🙂

Na studiach lubiłam delikatne brązy, ecrue, kolory ziemi. Wszystko stonowane, nie wyróżniające się w tle – stawiałam przede wszystkim na wygodę. Okres pracy był czasem eksperymentowania, z którego szybko wyleczyło mnie macierzyństwo. Nie będę ukrywała, że był to czas wygodnych gaci, koszulek i odsztafirowania się od czasu do czasu na randkę z mężem, imprezę czy inne wyjście.

Ostatnie trzy lata to kolejne eksperymentowanie, zdecydowanie bardziej świadome. Trafiłam na fajne książki, miałam szczęście rozmawiać ze stylistkami, co pokazało mi, że trzeba próbować, mierzyć, nawet jak na pierwszy rzut oka coś nam się nie podoba. Ja całe życie kochałam pastele, teraz widzę, że lepiej mi w bardziej odważnych barwach. Dlatego Was też do tego zachęcam – próbować. A wiem, że to robicie, że umawiacie się na sesje stylizacyjne w Orsay, o czym mi później piszecie!

Ja wiem, że ubrania są tylko dodatkiem, ale fajnie, jeśli ten dodatek pasuje do nas. Nie sprawia, że jesteśmy inne, ale podkreśla to, co w nas najlepsze!

Przyszła wiosna, grube kurtki poszły w kąt, czas wyjąć lekkie! W tym roku kolejny raz stawiam na kolory. Czyste szaleństwo kolorystyczne to jeszcze nie dla mnie, ale stonowane? TAK! Tak jak na zdjęciach – szaleństwo ze spodniami, a do tego stonowana, jednolita, biała bluzka. Tak lubię łączyć ubrania, w takich połączeniach naprawę świetnie się czuję. Choć nie ukrywam, że imponują mi dziewczyny, które ze smakiem łączą różne kolory, faktury i wzory – wielkie wow!

Tutaj odpowiem też na pytanie, jakie dostaję naprawdę często. Albo i częściej – “Dlaczego nie chodzę w spódniczkach?”. Odpowiedź jest bardzo prosta – bo nie potrafię dobrze dobrać spódniczki do bluzki. Serio! Nigdy mi to nie wychodziło, zawsze w tym co kupię czuję się zwyczajnie źle. Mam kilka zestawów bluzka-spódniczka, których NIE ZMIENIAM. Są wypróbowane metodą prób i błędów. Robię też wyjątek dla zestawów, które znam z katalogu i podobają mi się lub doradziła je stylistka. Zdradzę Wam też sekret – kiedy decyduję się na spódniczkę, kupuję od razu cały zestaw z katalogu lub manekina. Tak, spódniczki to dla mnie ogromny stres 🙂

To też powód, dla którego kocham, KOCHAM, sukienki. Poza tym, że są bardzo zwiewne, kobiece, lekkie, jest coś jeszcze. Strój jest kompletny. Wystarczy dobrać buty, torebkę i jestem gotowa na wyjście. Wygodnie, ale i pewnie, że jest dobrze! I tak sukienki zajmują ponad połowę mojej szafy. Jeśli mam się przyznać do bzika na punkcie jednej rzeczy z garderoby, to są to sukienki. Jedni kochają buty, inni torebki, okulary. A ja sukienki. No KOCHAM!

A Wy, lubicie eksperymentować z modą, czy tak jak ja stawiacie na sprawdzone i bezpieczne rozwiązania?

 

 

 

 

 

 

Spodnie –tutaj
Torebka – tutaj
Buty – tutaj

Całość pochodzi z Orsay, z kolekcji Riviera Chic. Znajdziecie ją tutaj.