Za pierwsze zarobione pieniądze zrobiłam sobie fantastyczny prezent. Kupiłam kurs kosmetyczny, taki kompletny, półroczny, gdzie nauczyłam się podstaw pielęgnacji, wykonywania zabiegów kosmetycznych, wizażu itp. To był absolutny strzał w dziesiątkę. Choć wiele osób pukało się w głowę, po co mi to. Kończyłam dziennikarstwo, uwielbiałam zajęcia copywritterskie, a tu… kurs kosmetyczny. Hola, hola. A gdybym nawet chciała zrobić ten kurs tylko po to, żeby spełnić swoje dziecięce marzenie? To i tak by się opłacało!
Prawda jest jednak bardziej przyziemna – marzyłam o tym, żeby pracować dla jakiegoś kobiecego czasopisma, gdzie będę pisała felietony, przygotowywała sesje zdjęciowe z modelkami, pisała i testowała nowości kosmetyczne, opowiadała o pielęgnacji i mówiła o zdrowiu. I tutaj dochodzimy do sedna – jako jeszcze wtedy totalna perfekcjonistka, chciałam być doskonale przygotowana do swojego fachu, a co więcej – nie zamykać sobie żadnych drzwi. Skoro miałam pisać i zajmować się modą oraz urodą i zdrowiem, musiałam przecież mieć postawy do robienia tego.
I choć życie zweryfikowało moje plany, bo zamiast do kobiecego pisemka trafiłam do ogólnopolskiego dziennika, to kursu kosmetycznego nigdy nie żałowałam. Powiem Ci coś więcej, taki kurs powinna sobie zrobić każda kobieta, bo pielęgnacja to naprawdę sztuka. Poza tym, że można się nauczyć, jak rozpoznawać rodzaj cery, jak o nią prawidłowo dbać, ja nawet źle zmywałam makijaż! Uczymy się wykonywania podstawowych zabiegów, takich jak nakładanie henny, masaże, maski, zabiegi antycellulitowe do zrobienia w warunkach domowych, maski na dłonie, dbanie o stopy – tak, tak, wtedy się nauczyłam, że pumeks jest zły. Poznajemy składy kosmetyków, składniki aktywne, dobieranie kosmetyków do typu skóry i … prawidłowych praktyk, jakie powinny być przestrzegane w salonach kosmetycznych. A to ważne, bo dokładnie widzisz, czy Twoje stylistka paznokci, czy kosmetyczka wykonująca zabiegi, dobrze dba o higienę i bezpieczeństwo pracy. Tu chodzi przecież o Twoje zdrowie. Tak, zgadzam się – tych wszystkich wiadomości możesz dowiedzieć się nie wychodząc z domu. Ale umówmy się – sprawdzamy tylko wyrywkowo, a tu miałam całą wiedzę podaną na tacy.
I o ile moja świadomość dbania o skórę ogromnie się zwiększyła, o tyle sekret pięknej promiennej skóry, wprowadziłam do życia wiele lat później. Bo może dziwnie to zabrzmi, ale… wcześniej nie miałam czasu. Tamtego dnia byłam wieczorem bardzo zmęczona, bolała mnie głowa, źle się czułam. Położyłam się spać już po 21.00. I tak spałam do 7.00 rano. Ostatni raz mi się to zdarzyło, kiedy byłam chora i po zmierzeniu termometrem temperatury stwierdziłam, że jest poprawa i wykończona zasnęłam kamiennym snem. Nie miałam siły nawet wyłączyć komputera. Kiedy tym razem zeszłam do łazienki stwierdziłam, że wyglądam dziś naprawdę świetnie! Zaraz spojrzałam na półkę, którego to kremu wczoraj użyłam. Żadnego, bo poszłam spać tylko zmywszy makijaż.
Co takiego się wydarzyło?
Wyspałam się i wypoczęłam.
I możesz się teraz uśmiechać, że Ameryki to ja nie odkrywałam, bo doskonale o tym wiesz. Wiem, że wiesz. Ale czy stosujesz? No właśnie. Odpoczynek to najlepsze, co możesz dać swojemu organizmowi, swojej skórze. Tak, jak ważne są kremy nawilżające, tak samo ważne jest regularne picie wody, żeby nawilżać organizm od środka. Skóra odczuwa bardzo nasz styl życia i szybko się za niego odwdzięcza. Wieczorem zamiast komputera i komórki do późnych godzin nocnych, książka i pogaduchy z partnerem. Pilnowanie, żeby wyspać się przynajmniej te 7 godzin dziennie. Higiena snu, zadbaj o to, bo to naprawdę działa cuda. Styl życia mocno odbija się w wyglądzie skóry, to co jemy nie jest jej obojętne. Powiem Ci ciekawostkę – najlepiej moja skóra wyglądała w ciąży. Dlaczego? Bo dbałam o picie 2 litrów wody dziennie, zamiast czarnej herbaty wypijałam pokrzywę, piłam zakwas z buraka, świeżo wyciskane soki owocowo-warzywne z dodatkiem bomby witaminowej w postaci spiruliny, odstawiłam słodycze, zrezygnowałam ze smażonych potraw na rzecz duszonych, pieczonych, gotowanych na parze. Zjadałam dwa razy więcej warzyw i owoców, niż normalnie. Jednym słowem – bardzo o siebie dbałam! I to było widać.
Ja wiem, że odpoczynek jest taki… bezproduktywny! I tak naprawdę odpoczywamy tylko wtedy, jak jesteśmy chorzy, gorączka doskwiera, biegamy z termometrem i nie mamy siły na pracę. Ale nic bardziej mylnego – odpoczynek jest tak samo ważny, jak praca. Ja widzę ogromne zmiany w wyglądzie swojej skóry, zwłaszcza cery, od kiedy pilnuje regularnego picia wody i higieny snu, odpowiedniej ilości snu, pamiętam o świeżym powietrzu. Bo zamiast wydawać miliony na kremy maskujące, lepiej zadbać o siebie od wewnątrz. Jedno z drugim genialnie współgra i tylko razem daje wymarzone efekty.
Pamiętasz o tym?