Zastanawiałaś się kiedyś, czy jeszcze go kochasz? Czy to, co Was łączy wciąż jest miłością czy może już tylko przyzwyczajeniem? I kiedy ta miłość się skończyła? Czy umarła tak na zawsze czy da się reanimować? Zastanawiałaś się, kiedy miłość się kończy?
Każdy film kończy się dla mnie za szybko. Właściwie to kończy się w momencie, kiedy tak naprawdę się zaczyna. Kiedy on i ona w końcu łapią się za rękę, ona nieśmiało się uśmiecha, odwraca wzrok, a on przytrzymuj jej twarz, patrzy głęboko w oczy i całuje. Od zawsze lubiłam sobie wyobrażać, co dzieje się dalej z bohaterami, jak toczą się ich losy, jacy są szczęśliwi. Miliony razy usłyszałam, że życie to nie film romantyczny. Może i zaczyna się podobnie, ale już całkiem inaczej się kończy. Inaczej, czyli jak? Ktoś mi kiedyś powiedział, że tam gdzie zaczyna się prawdziwe życie, tam kończy się miłość, a zaczyna przyzwyczajenie. I to ono podtrzymuje miłość. Bo miłość, taka zwykła, bezwarunkowa, radosna, ona się kończy.
I kiedy ta miłość się skończy?
Wtedy, kiedy on klęka na kolano, wyciąga pierścionek i czeka, aż pełna łez wydusisz z siebie „tak”?
A może wtedy, kiedy wykończeni po hucznym weselu wstajecie rano do pracy?
Wtedy, kiedy on przestaje robić Ci rano kawę przed wyjściem do pracy?
A może wtedy, kiedy wychodzi z domu bez buziaka i krzyczy tylko „Wychodzę”?
Wtedy, kiedy tulisz się do niego w nocy, a on przewraca się na drugi bok i mówi, że jest zmęczony?
A może wtedy, kiedy idzie spać na kanapę, bo z Tobą się nie wysypia?
Wtedy, kiedy zaczynasz myśleć o tym, co robiłabyś, gdyby jego nie było?
A może wtedy, kiedy wyobrażasz sobie co by było, gdyby na jego miejscu był ktoś inny?
Wtedy, kiedy zamiast rozmawiać wieczorem wolisz zaszyć się pod kocem i czytać książkę?
A może wtedy, kiedy pytając go, czy pójdzie z Tobą do kina w myślach zaklinasz, żeby odmówił?
Wtedy, kiedy wypytujesz go po pracy gdzie i z kim był?
A może wtedy, kiedy przeszukujesz jego telefon, gdy on się kąpie?
Wtedy, kiedy pierwszy raz pokłócicie się o wyjście do jego rodziców?
A może wtedy, kiedy przerasta Was codzienność i każdy powód jest powodem do sprzeczki?
Wtedy, kiedy przerastają Was problemy, które życie jak kłody rzuca pod nogi?
A może wtedy, kiedy okazuje się, że życie jest nie tylko pasmem radości i sukcesów?
Wtedy kiedy pojawia się choroba i słowa przysięgi przestają mieć znaczenie?
A może wtedy, kiedy zamiast chwycić za rękę i wspólnie przejść przez to wszystko Ty tę rękę puszczasz?
Powiem Wam coś. Dla mnie miłość, prawdziwa miłość, zaczęła się w chwili, kiedy zaczęło się życie i dostaliśmy od niego mocno po dupie. Wtedy poczułam naprawdę, że kocham.
Mężu, przepraszam. W ten lipcowy poranek, kiedy w białej sukni stałam przed ołtarzem i ślubowałam Ci miłość… chyba nie do końca znałam powagę tych słów. Nie, nie skłamałam, bo Cię kochałam. Ale nie tak bardzo, jak dziś. Bo ja wtedy takiej miłości nie znałam. Takiej mocnej, tak bardzo bezwarunkowej, tak silnej. Wiem, że w momencie, w którym dla wielu ta miłość by się skończyła, ona u nas dopiero rozkwitła.
Wiecie kiedy kończy się miłość?
Wtedy, kiedy pozwolicie jej się skończyć.
“W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.”
Carlos Ruiz Zafón
fot. Katarzyna Klińska, Asti Studio