Moja naiwna miłość

Jak wiecie, jestem dzisiaj na weselu. Agnieszkę i Tomka znam z czasów studiów, już wtedy byli parą – Tomek to dobry kolega mojego Radka. I kiedy szykowałam wczoraj sukienkę na ślub, przypomniała mi się rozmowa z koleżanką z dzieciństwa sprzed kilku lat. Pamiętam, że B. zadzwoniła do mnie bardzo podekscytowana, bo poznała w końcu miłość swojego życia. Nie, nie mówiła miłość swojego życia – ja odebrałam tak jej słowa, kiedy powiedziała, że to TEN. Cóż, dla mnie, etatowej romantyczki, było to jednoznaczne – TEN facet równa się MIŁOŚĆ MOJEGO ŻYCIA. A jednak nie.

Podczas spotkania B. powiedziała, że ze swoim narzeczonym są od kilku miesięcy, mieszkają razem i planują wspólną przyszłość. Tak jej słuchałam i miałam wrażenie, że opowiada mi o tym, co przygotowała dzisiaj na obiad. I nie było to danie z wykwintnej restauracji, a zwyczajny mielony. Z buraczkami. Nie było w niej tych iskierek, nie było radości, nie było tej magii, jaką wytwarza wokół siebie zakochana osoba. W końcu zapytałam ją, czy go kocha. Jej odpowiedź wbiła mnie w ziemię:

– Kocha, nie kocha, nie wiem jeszcze. Wydaje mi się, że w tym wieku to miłość przychodzi z czasem. Ja już nie mam osiemnastu lat, żeby pozwolić sobie na spotykanie się z kimś, w kim się po prostu zakocham. Ja muszę myśleć o przyszłości, realnie. Ty jak wychodziłaś za mąż za Radka, to niczego nie mieliście. Ale byliście młodzi i, nie obraź się, głupi. Ja tak nie zamierzam. Dla mnie liczy się nie tylko zakochanie, ale i to, gdzie facet pracuje, czy ma samochód, co może mi zaproponować. A miłość przyjdzie z czasem. Dobrze nam ze sobą, wyjeżdżamy za wakacje, na weekendy, on ma dobrą pracę. Tak, to zdecydowanie jest TEN.

Nie oceniam B., żeby była jasność. Rozumiem, że kiedy ma się naście lat, liczy się tylko miłość i nic więcej. Nie interesuje Cię, czy Twój facet mieszka w bloku czy w domku z ogródkiem, czy jest dyrektorem czy może jeszcze się uczy, czy ma samochód czy jeszcze go nie ma. Wtedy liczy się dla Ciebie tylko to, co czujesz, bo wiesz, że razem podbijecie świat! Kiedy ma się kilka lat więcej, dużo się zmienia. Zwraca się już większą uwagę na to wszystko, co jest wokół NIEGO – i to jest bardzo rozsądne podejście. Skoro facet ma blisko 30 lat, nie pracuje, utrzymują go rodzice, za dużo pije, nie myśli o założeniu rodziny czy nie chce się usamodzielnić – to jest argument, żeby związek rozważyć.  Jednak mimo wszystko uczucie powinno znaleźć się na samej górze i bez względu na to ile ma się lat, powinno być priorytetem w wyborze drugiej połówki. Bo nie ważne, czy facet jest bogaty czy dopiero rozpoczyna karierę, czy ma 30 czy 50 lat, nie ważne, czy jeździ sportowym samochodem czy dopiero zbiera na pierwsze auto, ważne jest to, jak Cię traktuje, co do Ciebie czuje, jak patrzy w przyszłość i czy dla niego liczą się w życiu te same rzeczy, co dla siebie. Czy były nadal atrakcyjny, gdyby nie ta cała otoczka wokół niego. Drugie połówki spotyka się na różnych etapach życia i w różnym wieku – tutaj nie ma reguły, ważne, żeby poczuć, że to ten. Prawdziwej miłość chyba nie da się przegapić. I mam nadzieję, że do B. ta miłość też przyjdzie z czasem. Wtedy, kiedy minie już fascynacja, a rzeczy przestaną mieć znaczenie.

Swojego męża poznałam jeszcze w liceum. Mieszkaliśmy razem przez 5 lat studiów, a po obronie magistra, wzięliśmy ślub – byliśmy bardzo młodzi, mieliśmy po 24 lata, dopiero zaczynaliśmy pracę w zawodzie i mieszkaliśmy w wynajętym mieszkanku. Nie mieliśmy nic, jak to powiedziała B, poza sobą.

Mieliśmy dużo.

To wszystko o czym mówiła B. przyszło z czasem. A w momentach, kiedy pieniądze przestawały mieć znaczenie, mieliśmy obok osobę, która rozumie, przytuli, kocha, wesprze, weźmie za rękę i poprowadzi dalej, da nadzieję, stawi z Tobą czoła problemom. Bo jest z Tobą bez względu na to, co jest wokół Ciebie – bo kocha Cię z tym, i bez tego.

I takiej naiwnej miłości Wam życzę.