Wiecie czego nie lubię u innych? Zaglądania ludziom w portfel. Wydzielania i podliczania ich wydatków, komentowania co i za ile kupili. Niektórzy są tak biegli w finansach i prawie, że dają sobie przyzwolenie na wypominanie innym, że nie wydają swoich pieniędzy, tylko partnera. Rozumiecie ten paradoks? Jesteście parą, małżeństwem. Pracujecie, zarabiacie. I pojawia się ktoś, kto mówi, że kupiliście coś za Twoje, a coś za męża. Że nie mielibyście tego i tamtego, gdyby nie partner.
Twoje, moje, nasze. Kto zarabia na Twoje zachcianki?
Krew mnie zalewa kiedy czytam, że np. Anna Lewandowska nie miałaby możliwości rozwijania pasji, gdyby nie pieniądze męża. Po pierwsze ona ciężko pracuje na to, co ma, a po drugie, dlaczego nie miałaby wydawać wspólnych pieniędzy?
Skoro jesteśmy parą, razem mieszkamy, gotujemy, jemy, robimy zakupy, to logiczne, że pieniądze też są wspólne. Po prostu. Nie ma znaczenia, kto więcej zarabia. Nie ma znaczenia, za czyje coś kupujemy, bo to jest wspólne. I o ile my to rozumiemy i dla nas nie stanowi to problemu, to zdarzają się tacy, którzy Ci wypomną, że masz coś dzięki temu, że partner dobrze zarabia.
Jestem tylko ciekawa, jak to wygląda u nich w domu. Czy wyliczają sobie kto co kupił, czy może każdy pracuje na siebie, a opłatami za dom dzielą się po połowie. W innym wypadku czepianie się innych jest bezpodstawne.
Nie wyobrażam sobie, że jestem na macierzyńskim czy wychowawczym i ktoś mówi mi, że skoro nie pracuję, to nie powinnam wydawać na swoje zachcianki pieniędzy męża. Nie mieści mi się to w głowie, ale wiem, że takie sytuacje się zdarzają.
Znasz to? Jeśli jeszcze raz ktoś Ci powie, że masz coś tylko dzięki temu, że partner dobrze zarabia to nie denerwuj się. Nie tłumacz, że tak wyszło, ze chwilowo nie pracujesz, że tak się podzieliliście, że tak ustaliliście itp. Uśmiechnij się i powiedz – „Też mogłaś takiego znaleźć”. Wyjdziesz na wyrachowaną zołzę, ale zyskasz święty spokój.