Wiecie, że łopatki na plecach są pozostałościami po skrzydłach? I że mają nam ciągle uświadamiać, że w końcu wzbijemy się w górę, polecimy i spełnimy marzenia? Nie? To koniecznie przeczytajcie „Czarne skrzydła” Sue Monk Kidd.
Dwie kobiety, dwie historie, dwie walki. Jeden cel: wolność. Sara Grimke, córka plantatora z Karoliny Południowej na jedenaste urodziny dostaje nietypowy prezent – niewolnika. Wbrew oczekiwaniom rodziny i zasadom, jakimi rządziła się wówczas Ameryka – młodziutka Sara nie wyobraża sobie, że ktokolwiek może „podarować jej” drugiego człowieka. Zwraca mamie obwiązaną lawendowymi wstążkami czarnoskórą Hetty. Chce zwrócić jej wolność, za wszelką cenę chce oddać jej prawo do wolności, co niestety okazuje się nie być możliwe. W tym momencie losy dziewczynek łączą się. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat każda z nich na swój sposób rozpoczyna nierówną walkę z życiem. Walkę o siebie.
Obie silne, zdeterminowane. Pokazują, że chcieć, znaczy móc. Co je różni? Status społeczny, nadany w chwili urodzenia. Nie godzą się na nierówności i zaczynają się buntować. Jak każdy z nas. Bo każdy przeciwko czemuś się buntuje. Szuka sytuacji, w których może pokazać swój sprzeciw wobec rzeczywistości – czasem nie chcemy danej rzeczy, a jedynie narobić kłopotów i zwrócić uwagę na problem. Czy nie? Tak jak mama Hetty „nie była w stanie się wyzwolić ani zdzielić Pani laską w tył głowy, mogła za to zabrać jej jedwab. Człowiek buntuje się w każdy możliwy sposób”. A Sara? Zanim zaczęła walczyć o prawa kobiet na świecie, zaczęła od buntu wobec rodziny. Nie wolno uczyć niewolników czytania i pisania? „To ja to zrobię”.
Punktem zwrotnym książki jest z pewnością moment, kiedy dziewczyny uświadamiają sobie, że wbrew pozorom, mają ten sam problem – „Była (Sara) uwięziona tak samo jak ja (Hetty). Tyle że ona tkwiła w pułapce własnego umysłu, pułapce umysłów otaczających ją ludzi, a nie prawa. Pan Vasey mawiał podczas zgromadzeń w kościele afrykańskim: bądźcie ostrożni, byście nie zostali zniewoleni po dwakroć. Raz przez wasze ciała i raz przez wasze umysły”.
To nie jest książka, którą się przeczyta, odłoży na półkę i zapomni. Głęboko porusza i zmusza do refleksji. Żeby zamknąć oczy, zamyślić się, odnaleźć to, co zapisane między słowami.
Przez blisko 500 stron poznajemy Amerykę początku XIX wieku oczami Sary i Hetty. Niespiesznie, co nie znaczy w tym przypadku nudno. Podkreślam to, bo sama początkowo miałam mieszane uczucia co do „Czarnych Skrzydeł”. Blisko dwa miesiące książka grzała półkę, żeby później w ciągu dwóch dni i jednej zarwanej nocy przenieść mnie w świat kobiet spełniających swoje marzenia. Jej się nie da czytać na raty.
Książka uczy szacunku do drugiego człowieka. Szacunku, którego na co dzień brakuje. Myśleliście kiedyś, jak czuje się osoba, którą obrażacie za względu na kolor skóry, pochodzenie, wygląd, warunki – rzeczy na które nie ma żadnego wpływu?
„Dobra i majątek ruchomy, przypomniałam sobie słowa ze skórzanej książki. Niczym nie różniliśmy się od lustra w złoconej ramie czy końskiego siodła, nie byliśmy PEŁNOSPRAWNYMI ludźmi. Do tej pory nigdy w to nie wierzyłam, przenigdy, nawet przez jeden dzień mojego życia. Ale jeśli ujarzmiony człowiek przysłuchuje się białym przez wystarczająco długą chwile, zaczyna się zastanawiać. Wtedy opuściła mnie duma, a to, na ile nas wyceniono, przestało mieć znaczenie. Pierwszy raz poczułam ból i wstyd z powodu tego, kim jestem”.
Pomyśleliście, jaki przekaz niesie za sobą powiedzenie „Jesteś nic nie wart?”. Niewolnictwo, gorszy kawałek historii Ameryki, zniknęło – pomyślicie. Takie dosłowne i jawne tak. Ale czytając już, że niewolnik miał być jak Duch Święty – nikt go nie widział, nikt go nie słyszał, ale zawsze krążył w pobliżu, gotowy do wykonania polecenia – myślę, że nie do końca. Szacunek do drugiego człowieka. W domu, w pracy, na wakacjach.
Jako kobieta, uświadomiłam sobie, że takim „Sarom” zawdzięczam WOLNOŚĆ. Wolność wyboru studiów, wypowiadania własnych myśli na forum, wolność wyboru miłości i wreszcie wolność do bycia taką, jaką chcę być. To dzięki tym silnym kobietom, niewolnicy stanęli na równi z białymi ludźmi, a kobiety na równi z mężczyznami. „Cokolwiek jest czynem moralnie słusznym dla mężczyzn, jest również czynem moralnie słusznym dla kobiety, jako że Stwórca przypisał jej te same prawa i te same obowiązki. Róbcie co uważacie za konieczne, cenzurujcie nas, wycofajcie swoje poparcie, my i tak nie ustaniemy. A teraz, panowie, bądźcie tak łaskawi i zdejmijcie stopy z naszych karków.” Minęło niespełna 200 lat, a zobaczcie ile się zmieniło. Doceniam tę WOLNOŚĆ.
Na koniec podzielę się z Wami małą refleksją. Czytając „Czarne skrzydła” przypomniał mi się wywiad, który jakiś czas temu przeczytałam we „Wproście”. Rozmówca na końcowe pytanie dziennikarza odpowiada pytaniem: „czy sam fakt, że żyjemy nie zasługuje na szacunek ze strony drugiego człowieka?” I z tym Was zostawiam.