W pułapce perfekcjonizmu

Po raz kolejny wpadłabym w spiralę niezdrowej perfekcyjności. I po raz kolejny przegrałabym nierówną walkę. I głupią walkę. Bo perfekcjonizm jest dobry do czasu. Kiedy chcesz „za bardzo”-  stopujesz, skupiasz się na szczególe oraz rzeczach nierealnych i przegrywasz. Dlatego uwielbiam zdanie z mojego kalendarza, które codziennie przypomina mi „Hamuj swój perfekcjonizm, bo inaczej on, zahamuje Ciebie”.

Halo, mamy problem
Cały weekend poświęciłam na obmyślanie pewnych zmian, wprowadzanie nowych rozwiązań. Miałam trochę rzeczy do przemyślenia. I wymyśliłam – jak mi się wydawało od początku, świetne rozwiązania, o które zawsze mi chodziło i których szukałam. Zaczęłam planować, rozpisywać wszystko na kartkach i przyklejać na ścianie nad biurkiem. I wtedy pojawił się on… niezdrowy perfekcjonizm. I znów zaczął szeptać mi do ucha to, co słyszałam już milion razy. Że nie mogę zacząć realizować mojego planu, zanim nie przygotuję wszystkiego, zanim nie dopracuję szczegółów, zanim wszystko nie będzie urządzone na tip-top. Jest przecież tyle rzeczy do zrobienia, bez których mój idealny plan się nie powiedzie i nie będzie taki, jakim go sobie wymarzyłam.

Na szczęście w porę zapaliła mi się czerwona lampka ostrzegawcza, spojrzałam na kalendarz, przeczytałam „Hamuj swój perfekcjonizm, zanim on zahamuje Ciebie”. Uśmiechnęłam się… i zaczęłam działać. W końcu spisałam plan co robić po kolei, co mogę a co nie muszę, a reszta zrobi się po drodze. W trakcie, jak będę realizowała swój cel. Ale będę już działała. I tym razem mój perfekcjonizm mnie nie zahamował. Za to kilka razy wcześniej mu się to udało…

Perfekcyjnie, to znaczy jak?
Lubię, jak wszystko jest dopięte na ostatni guzik, choć często myślałam, że moje roztargnienie i roztrzepanie mi to uniemożliwiają. Dlaczego? Bo po pierwsze, takie połączenie nie może zakończyć się sukcesem, a po drugie – skupianie się na tym, żeby było perfekcyjnie często, ba!, nawet bardzo często nie pozwala doprowadzić planów do końca.

Bo znajdzie się szczegół. Jeden mały szczegół, który hamuje całość. I zamiast iść do przodu, skupiasz się na tym szczególe. Dzień, dwa, tydzień, miesiąc. Potem stwierdzasz, że nie dasz rady, a bez tego się nie uda. Albo będzie byle jak. A ty przecież nie godzisz się na bylejakość. Ale czy to faktycznie jest bylejakość, czy może Twoje wygórowane ambicje?

Dobry i zły perfekcjonizm
Perfekcjonizm jest dobry, czyli ten, który motywuje i zły, czyli ten, który hamuje. W moim życiu zdecydowanie przoduje ten pierwszy, ale skłamałabym, jeśli napisałabym, że zły perfekcjonizm czasem nie dobija się do mojej głowy. Pojawia się, na szczęście walczę z nim i nie dopuszczam go, aby zniszczył moje plany. Ale tak jak napisałam Wam wyżej, czasem mu się to udaje.

Jak odróżnić zdrowy perfekcjonizm od niezdrowego? Najlepiej opisał to austriacki psycholog i psychiatra Alfred Adler.

zdrowy P

Widzicie jaki radosny perfekcjonista?
Ma ładną cerę, zdrowe włosy, jak po Schauma solutions, ma ręce uniesione w przyjaznym geście
i pięknie wygląda, co nie? Bądź jak zdrowy perfekcjonista!

 

niezdrowy P

A ten bidulek taki chudy z nerwów.  A jaki smutny!
Już ma nawet mało włosów, bo wszystkie wyrwał ze stresu. A reszta stoi dęba, bo się martwi, że on taki nieidealny.
I takie ręce bezradnie ułożone.
I taka cera ziemista. Chcecie tak wyglądać?

 

No dobra, a jak to wygląda w praktyce? Zdrowy perfekcjonista idzie ciągle do przodu, rozwija się i każde niepowodzenie traktuje jako naukę oraz nie robi paniki z powodu tego, że czegoś zwyczajnie nie potrafi zrobić, bo przecież każdy z nas ma jakieś granice możliwości. Za to niezdrowy perfekcjonista oczekuje od siebie cudów na kiju, ma wygórowane i najczęściej nieosiągalne wymagania w stosunku nie tylko do siebie, ale i otoczenia.

Szybki test – czy zawładnął Tobą niezdrowy perfekcjonizm?
Mam w swoim otoczeniu kilka osób, które powinny zdecydowanie przystopować, bo perfekcjonizm jest u nich przyczyną problemów emocjonalnych. Wiesz po czym najszybciej to poznać? Niezdrowy perfekcjonista nie czerpie radości ze stawania się lepszą wersją siebie, czyli z rozwoju, za to traktuje to jako przykry obowiązek, który staje się obsesją. Do tego jest wiecznie niezadowolony, bo nie jest idealny, bo w pracy nie poszło mu tak doskonale, jak zakładał. Ciągle czuje niedosyt. I najważniejsze – perfekcjonizm go wykańcza. Powoduje załamania, wyrzuty sumienia, nierzadko poczucie winy z powodu tego, że nie jest idealny i pochłania mnóstwo energii. W końcu hamuje.

Idealnie, nie znaczy perfekcyjnie
Nie musisz wszystkiego robić na 100 procent. Nie myśl, że jeśli nie dopracujesz czegoś na ostatni guzik, to będzie to bez sensu i lepiej nie robić tego wcale. Nie musisz być we wszystkim najlepsza. Wiesz, kilka lat temu rzuciłam drugie studia, moją ukochaną italianistykę, ponieważ nie dawałam rady łączyć jej z pracą. A czy faktycznie nie dawałam rady? Radziłam sobie. Ale uważałam, że skoro nie mogę poświęcić się temu w 100 proc. to bez sensu to robić. Gdybym jednak wiedziała wtedy, że robić coś na 100 proc, to dawać z siebie tyle, ile możesz, dziś byłabym już 3 lata po studiach. I skończyłabym je z dobrym wynikiem – wiem to. Poddałam się, bo nie połączyłam perfekcyjnie pracy i studiów.

Nie róbmy byle jak, dawajmy z siebie wszystko, stawiajmy na wysoką jakość, ale rezygnujemy z niezdrowego perfekcjonizmu, który zamiast motywować, często hamuje. To co, Twój perfekcjonizm daje Ci radość i siłę do działania, czy może karze Ci się skupiać na szczegółach i pochłania mnóstwo energii? Nie dajmy się zwariować. Idealnie, wcale nie znaczy perfekcyjnie. A niezdrowe znaczy chore. A chore trzeba leczyć.

Foto. Paulina Młynarska.