Perfekcyjność. Najgorsza przypadłość, często nazywana zaletą, nie wiem do dzisiaj dlaczego. Jak dla mnie, perfekcyjność, czy to w pracy, domu, czy w szkole – jest zła. No może nie zła, ale z pewnością szkodliwa. Dokładność owszem, dobra cecha. Lubię o sobie mówić, że jestem dokładna. Bo jestem. Każdy projekt, zadanie, wykonuję dokładnie, dobrze. Ale nie perfekcyjnie. Bo perfekcyjna nie jestem i już być nie chcę. Nigdy.
Perfekcyjność od zawsze kojarzyła mi się z idealnością, ze sprostaniem oczekiwań, ze świetnym radzeniem sobie ze wszystkim, z niepoddawaniem się, ze staniem na wysokości zadania. Tak było w szkole, w podstawówce, gimnazjum, liceum. I dzięki Bogu któregoś dnia się obudziłam.
Wczoraj miałam okazję spotkać się z młodzieżą w gminnej bibliotece. Korzystając, że jest to koniec roku szkolnego, chciałam powiedzieć im coś, co sama chciałabym usłyszeć lata temu, kiedy byłam w ich wieku i siedziałam nad zeszytem z fizyki, której kompletnie nie rozumiałam, ale musiałam przecież mieć piątkę. Bo jak inaczej?
Tak, tak, uprzedziłam obecne nauczycielki, że to będzie niepedagogiczne. Ale tak myślę teraz, że w naszych szkołach brakuje takich przedmiotów, które faktycznie przygotowywałyby młodych ludzi do życia. Brakuje biur karier, jakie są dopiero na studiach, a genialnie sprawdziłyby się już w podstawówkach – a w szkołach średnich bezapelacyjnie. Było coś takiego jak podstawy przedsiębiorczości, pamiętam. Ale ile miało to wspólnego z życiem? Niewiele.
Całą podstawówkę miałam świadectwo z paskiem, tak samo w gimnazjum. W liceum było dla mnie oczywiste, że trzeba mieć z wszystkiego świetne oceny. I to był mój błąd. O ile w podstawówce i gimnazjum, nie bardzo wiedziałam, co chcę w życiu robić, o tyle w liceum interesowały mnie już konkretne przedmioty. I zamiast skupić się na nich, próbowałam ciągnąć wszystko na takim samym poziomie. To było kompletnie bez sensu, bo ścisłe przedmioty mi nie szły i powinnam je odpuścić, a rozwijać się w tym kierunku, który lubiłam, z którym wiązałam swoją przyszłość. Koniec końców wszystko szło średnio. Na studiach wszystko się zmieniło – wybrałam kierunek, który dawał mi mnóstwo radości i uwielbiałam się uczyć niemal wszystkich przedmiotów. Miałam stypendium naukowe, wysoką średnią, piątkę na dyplomie i? I dalsza ścieżka zawodowa niewiele różniła się od osób, które miały gorsze oceny. I chwała Bogu! Bo oceny to jedno, a życie to drugie.
Często uczymy się dla kogoś. Bo mama pochwali, bo będzie dumna, bo dostanę nagrodę, bo będę lepszy niż syn cioci Wandzi. Mnóstwo osób czuje się gorszymi od innych, bo nie mają paska na świadectwie. A kompletnie nie doceniają tego, że niby jest ta trójka z matmy, ale jakie sukcesy sportowe na koncie, jakie sukcesy w szkole muzycznej, jakie cudowne obrazy maluje, jak biegle mówią w języku obcym i tysiące innych zdolności, których nie doceniamy. Jeśli świadectwo z paskiem jest wynikiem Twojej pasji do nauki, lubisz to robić, daje Ci to poczucie radości, cudownie! Ale jeśli robisz to tylko dlatego, żeby mama była dumna, dlatego nie idziesz na trening, choć kochasz sport, bo uczysz się dla mamy… tutaj bym dzisiaj polemizowała. Rodzice powinni być zawsze dumni ze swoich dzieci. Obojętnie jaką drogę wybiorą i jakie oceny będą na świadectwie. I ja nie mówię, żeby się nie uczyć. Uczyć się trzeba, nauka to drzwi do ukochanego zawodu, do lepszej przyszłości. Ale nauka tego, co będzie nam przydatne w przyszłości i rozwijanie się w tym kierunku, rozwijanie swoich pasji, to niesamowicie ważne! Oczywiście nie mówię o przypadku, jeśli komuś się zwyczajnie nie chce, olewa naukę i całymi dniami gra na komputerze.
Kiedy kończymy szkołę, kiedy kończymy studia – żaden pracodawca nie zapyta nas, czy świadectwo było z paskiem, czy mieliśmy stypendium naukowe czy jaką ocenę mamy na dyplomie. Pracodawca zechce wiedzieć, co potrafimy i jakimi ludźmi jesteśmy. Każdy ma równe szanse. Dzisiaj patrzę z dumą na znajomych, którzy wiedzę tę mieli już w szkole średniej, później konsekwentnie rozwijali się tak na studiach. Mają dziś świetne prace, prowadzą swoje biznesy, doskonale sobie radzą. I często lepiej, niż osoby które starały się być dobre ze wszystkiego.
Nie musimy być najlepsi ze wszystkiego. Naprawdę. Nie jesteśmy cyborgami. Nie musimy spełniać oczekiwań innych ludzi. To, że ktoś ma dzisiaj świadectwo z paskiem, a drugi trójkę z matmy w żaden sposób nie definiuje przyszłości.
I tego będę uczyła moje dziecko.
Że mama i tata zawsze będą dumni. Nie z ocen, a z niego.