Parawaning to wstyd, prawda? Polacy nie potrafią się zachować nigdzie, nawet nad polskim morzem. Nie dość, że rozstawiają wokół siebie na plaży parawan, żeby się odgrodzić od innych i zachomikować kawałek plaży tylko dla siebie, to jeszcze na plażę przychodzą w klapkach. I skarpetkach!
Do tego nadmuchane delfiny, koła ratunkowe i pontony. Tata wbija kamieniem parawan do piasku, mama rozkłada leżak i przebiera dzieci w kąpielówki. Kiedy maluchy biorą swoje łopatki i idą pobawić się w piasku, na swojej prywatnej odgrodzonej plaży, wtedy mama otwiera przenośną torbę lodówkę, podaje tacie schłodzoną colę, a sobie wyciąga fantę. Z rurką. W południe tatuś rozkłada wielki parasol, woła dzieci, żeby schowały się przed słońcem i czekają, aż mama wyciągnie z siatki kanapki i owoce. Oto haniebny obraz polskiego plażowania. A przecież można byłoby normalnie się zachować, z godnością, bez przynoszenia wstydu. I tego nieszczęsnego parawanu.
Ale normalnie, to znaczy jak?
Od lat obserwuję nagonkę na parawany i nie rozumiem jej. Zwyczajnie nie rozumiem. Co komu te parawany przeszkadzają? Przecież one były zawsze. Ok., jeśli jedzie rodzinka 2+2 i rozkłada 8 parawanów – to jest chore i bez sensu. Ale co komu jeden parawan przeszkadza? A że trzeba wokół nich slalom robić? No tak, bo wokół leżaków to nie trzeba. W innych krajach tego nie ma? Byłam we Włoszech w marcu – na plażach były parawany. Bo wiało. Bo plaża jest zaśmiecona i brzydka? Plaże zaśmiecają papierki po batonikach i butelki po soczkach, których ktoś nie wyrzuca do kosza. Od parawanów jest kolorowo. A i jeszcze Ci sprzedawcy kukurydzy i waty cukrowej, co chodzą po plaży. W innych krajach w ten sposób sprzedają zegarki i bransoletki, podrabiane. Ale to mniejszy wstyd niż ta nasza polska kukurydza. No i grubasy nad morzem, takie to nieestetyczne. Gdzie indziej to same modelki na plażach.
Jak dla mnie jest przynajmniej jeden, najważniejszy powód, dla którego warto rozstawiać parawan nad Bałtykiem:
Nad Bałtykiem wieje!
Tak, wieje prawie zawsze! I kiedy jest się nad morzem w czasie, gdy jest silny wiatr, parawan umożliwia normalne plażowanie. Można się położyć, można się opalać, piasek nie leci do buzi ani do oczu. Dla mnie wiatr jest głównym powodem, dla którego zabieram ze sobą parawan. Szczególnie, kiedy jedzie się nad morze w okresie kiedy jest jod i chce się posiedzieć na plaży. Z dzieckiem. Co więcej, jadąc z dzieckiem parawan pozwala na odrobinę prywatności – można przebrać dziecko tak, że nikt jego gołego tyłka oglądać nie będzie. I jeszcze jedno w kwestii dzieci – dziecko wie, że nie może samo wyjść poza długość parawanu. Mamy go cały czas na oku. Może się bawić spokojnie, nawet jak zawieje silny wiatr. I nie rzuca piaskiem w sąsiada. A ja jestem spokojna, że moje dziecko nie ogląda sąsiadki opalającej się topless. I komu to przeszkadza? Nie dość, że krzywdy się nikomu nie robi to jeszcze wręcz przysługę, że można spokojnie wypoczywać i pewnych rzeczy nie oglądać. Po prostu.
I też wkurzają mnie dzieci, którymi rodzice się nie zajmują i one biegają i sypią we mnie piaskiem. I rodziny, które robią grilla na plaży i piją piwo za piwem. I te parawany ustawione na wielkość małego mieszkania. Ale to jest wszędzie i nie zależy już od miejsca, ale od kultury osobistej.
Ja lubię polskie morze, jego klimat i rybę, która najlepiej smakuje nad Bałtykiem.
Biorę parawan, minitorbę lodówkę i dmuchany materac. I jadę nad morze.
Bo lubię.