Lubię luty. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze wywołuje we mnie same pozytywne emocje. Co innego styczeń. Ten jednak na szczęście już minął i wcale nie był taki straszny, wręcz odwrotnie. Luty minął mi zbyt szybko, zrealizowałam zaledwie połowę tego, co chciałam. To mało! Ale przerzucę to na marzec – przekleję karteczki na kolejny miesiąc. Bo Wy nie wiecie, ale od tego miesiąca przeszłam na inny poziom planowania. Przyklejam sobie kolorowe karteczki na kalendarz z planami. To czego nie zrealizuję, przeklejam sobie na kolejny miesiąc. Wydaje się fajne, ale jeśli w marcu będzie jak w lutym, to w kwietni nie będę sypiała z nadmiaru spraw do załatwienia!
Bo marzec będzie intensywny! Już za kilka dni, 9 marca, kończę 31 lat! Kilka dni wcześniej montujemy kuchnię w salonie. Chciałam to zrobić już 5 lat temu, jednak wtedy się nie udało. I do tej pory dzieliłam kuchnię z mamą. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale po każdą herbatę pokonywałam dwa piętra – być może te wszystkie kolacyjki późną nocą nie szły w biodra, bo co zjadłam to spaliłam 🙂 W marcu kuchnia ma stanąć w naszym salonie na poddaszu! Nawet nie wiecie, jak się cieszę! Mamy już wszystkie sprzęty, póki co stoją w moim biurze i odliczamy dni, aż przywiozą mebelki!
Marzec to też święta, i ja już szykuję dla Was co nieco! Po 20 marca będzie niespodzianka! I wiosna, wiosna, wiosna! To będzie dobry miesiąc, bo… tak postanowiłam!
Zostawiam Wam także spis wszystkich tekstów, jakie opublikowałam w lutym. Choć było ich trochę mniej niż wcześniej, Was było zdecydowanie więcej! Dziękuję Wam! <3
- Styczeń jest trochę jak… poniedziałek – Ten rok zaczął się jakoś inaczej. Wszystko dlatego, że… nie traktowałam nadejście nowego roku, jako czegoś zupełnie nowego i wyjątkowego. Nie miałam oczekiwań, nie postawiłam sobie tysiąca poprzeczek i celów do spełnienia, nie czułam presji wchodząc w nowy rok, że wraz z nadejściem stycznia przyjdzie nowe. Że jeszcze wytańczę tę ostatnią noc, wypiję szampana, prześpię się 7 godzin i rano zacznie się nowe. Tym razem weszłam w nowy rok płynnie, bo zmiany i nowe, zaczęłam trochę wcześniej.
- Lubię Walentynki i nie rozumiem, jak można ich nie lubić – „Miłość warto pokazywać każdego dnia, a nie tylko w Walentynki. Nie obchodzę ich” – to się zacznie na facebooku za kilka dni. Nigdy tego nie rozumiałam i nigdy nie zrozumiem. I o ile pierwsza część jest bardzo mądra i zgadzam się z nią w 100 proc., o tyle drugiej nie rozumiem. Oczywiście, miłość powinniśmy sobie okazywać każdego dnia i to jest bardzo ważne, żeby to robić. Ale… dlaczego akurat tego dnia robić tego nie chcecie? No nie rozumiem… I chyba nawet nie chcę, żeby ktoś mi to tłumaczył, bo logiki to w tym nie ma.
- Dwudniowy detoks organizmu. Mój plan! – Mój detoks zdecydowanie różni się od innych. Polega oczywiście na oczyszczeniu organizmu z toksyn, ale ja bardziej nazywam go „odpoczynkiem i oddechem dla organizmu”. W trakcie detoksu rezygnuję z mięsa, ryb, nabiału, kawy, cukru, glutenu, herbaty. Jem warzywa, owoce, kasze, nasiona, tłuszcze, piję zioła i dużo wody. Czuję się bardzo dobrze. Nie jestem głodna. Bo mój detoks nie jest dla osób, które chcą schudnąć, a dla tych, które chcę dać organizmowi oddech i mocno odżywić go witaminami. Czyli to tak, jakby na 2 dni zostać weganem.
- Nie mam tarczycy. Jak jej brak wpływa na życie? – Tarczyca kontroluje przemianę materii, pomaga utrzymać ładną i zdrową sylwetkę, wpływa na samopoczucie, akcję serca i pracę mięśni. A ja tarczycy nie mam już prawie 2 lata. Co ze mną?
- Zatańcz ze mną, jeśli chcesz + konkurs! – Od kiedy pamiętam, zawsze chciałam tańczyć. Tak jak Baby w „Dirty Dancing”. Teraz tak się zastanawiam, czy bardziej podobało mi się to, że ona w tak późnym wieku postawiła swoje pierwsze taneczne kroki, czy to, że przeszła ogromną metamorfozę i poprzez taniec odkryła swoją kobiecość. Bo taniec, to nie tylko nauka kroków. To nauka samego siebie, to emocje, poznawanie możliwości własnego ciała, to radość. Radość, na którą nigdy nie jest za późno.
- Film na Walentynki: klasyki idealne na romantyczny wieczór – Romantyczny wieczór w domu kojarzy mi się z dobrą kolacją, szampanem, świecami i czymś słodkim. Kojarzy mi się też z dobrym, lekkim filmem. Klasycznie: siedzimy pod kocem, wcinamy popcorn na zmianę z lodami z polewą, popijamy szampanem na zmianę z herbatą z miodem i się relaksujemy. Nie jestem zbyt wymagająca. Ba! Takie nudy podczas romantycznego wieczoru w domu w pełni mi odpowiadają!
- Kolacja walentynkowa: 3 szybkie, proste i pyszne dania! – Choć Walentynki świętujemy każdego roku, to… nie zawsze wychodzimy gdzieś 14 lutego. Często zamawiamy stolik w restauracji lub rezerwujemy kino kilka dni przed lub po Święcie Miłości. Unikamy wtedy tłumów. Nie będę też ukrywała, że rzadko kiedy potrafimy zaplanować na tyle szybko jakieś wyjście, żeby z wyprzedzeniem zrobić rezerwację. A bądźmy szczerzy – w Walentynki bez rezerwacji nie ma po co z domu wychodzić. No chyba tylko po to, żeby pochodzić po mieście – taki romantyczny spacer ? Ale nie oznacza to, że Walentynek 14 lutego nie świętujemy. Świętujemy, ale w domu.
- Po czym poznać prawdziwego mężczyznę? – Pamiętam, jak siedzieliśmy na poczekalni. Ściskałam jego rękę, bo się denerwowałam. On też. Może i bardziej ode mnie. Ale cały czas był przy mnie. Uśmiechaliśmy się, bo wiedzieliśmy, że będzie za chwilę lepiej i damy radę. Był moim oparciem. Dosłownie. Miałam wrażenie, że jestem do niego przyklejona, kiedy tak się wtulałam na poczekalni. To dawało mi poczucie spokoju. I bezpieczeństwa. Bo od zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pomyślałam, że fajny facet mi się trafił. A mówią, że prawdziwych mężczyzn dzisiaj nie ma.
- Tajemnica udanego związku, czyli o zasadzie 4 “S” – Pamiętam, że kiedy odprowadzał mnie do domu w ten ciepły, lipcowy wieczór… a może poranek, bo to była 4 nad ranem, wiedziałam, że to ten. Choć mieliśmy tylko po 18 lat. Podobno takie rzeczy się czuje. I choć przegiął na pierwszym spotkaniu, dałam mu szansę. Pamiętam, jak czekałam na pierwszego sms’a, później na pierwszą randkę. Pamiętam, jak poszliśmy pierwszy raz do kina. Pamiętam, jak chodziliśmy po lekcjach do parku, na herbatę w zimowe popołudnia i jak potrafiłam godzinami szykować się na randkę. I że zarzekałam się, że motyle nigdy nie odfruną. Bo jesteśmy zakochani. Odfrunęły.
- Jak przygotować się do leczenia jodem radioaktywnym, czyli do jodowania? – Kiedy słyszysz rak tarczycy, od razu w głowie łączy Ci się to z… jodowaniem. Bo rak tarczycy to specyficzny rodzaj raka. Rak, którego nie leczy się chemioterapią, a właśnie jodem radioaktywnym. To dlatego czasem trudno uwierzyć, że ktoś leczy się na raka – bo pierwsze co rzuca się w oczy to to, że ma… włosy. Po jodzie radioaktywnym włosy nie wypadają. Tutaj działa to inaczej. To terapia celowana. Warto się do niej przygotować.
- Tarta z bezą – szybka, pyszna i zachwycająca! – Najlepsze rzeczy powstają z potrzeby chwili. Tak, zdecydowanie sprawdza się to u mnie – zwłaszcza, jeśli chodzi o ciasta. Zwłaszcza, kiedy teściowa dzwoni, że przyjeżdża. A czasu mało… A nic tak nie mobilizuje, jak teściowa ? Kombinowałam, kombinowałam, a w końcu zostało mi tak mało czasu, ze postawiłam na znane mi rozwiązanie. Szybka tarta z bezą i ulubionym dżemem. Zawsze wychodzi, zawsze doskonale smakuje, zawsze cudownie i elegancko się prezentuje. Chodźcie, zdradzę Wam przepis na tartę idealną.
- A jeśli coś mi w życiu nie wyjdzie? – Pamiętam taką scenę jeszcze z dzieciństwa. Tata wrócił z pracy, długo rozmawiali z mamą. Chyba nie byłam na tyle świadoma tego, o czym rozmawiają. Rano dowiedziałam się, że tata nie będzie pracował już tam, gdzie pracował. Że czeka nas kilka zmian. To też były czasy, kiedy jednak człowiek trzymał się jednej pracy, jaką ma. Wiecie co zrobił mój tata? Nic. Zakasał rękawy i znalazł inną pracą. Takie sytuacje zdarzały się jeszcze kilka razy. Sytuacje, z których moi rodzice nigdy nie robili problemów. Bo jeśli jedna praca im nie odpowiadała, zmieniali ją na inną. Jeśli chwilowo byli bez pracy, to też tragedii nie było, bo wiedzieli, że zaraz wymyślą coś innego. Kiedy plany i marzenia leciały na łeb, na szyję – oni szukali innych rozwiązań. Nie załamywali się, nie zakładali rąk na głowę i nie biadolili w kółko, jak jest im źle. Kiedy w życiu coś im nie wychodziło, próbowali czegoś innego. Bo jeśli plan A nie wypali, masz jeszcze nie tylko B, ale i cały alfabet.
- TNM – co oznacza taki zapis na karcie konsultacyjnej po operacji raka tarczycy? – Zaraz po wyjściu ze szpitala spojrzałam w swoją kartę konsultacyjną. Wszystko było bardzo dokładnie opisane. Wszystko, oprócz tych trzech tajemniczych liter – TNM. Co więcej, przy każdej były cyfry, cyfry lub małe literki! Moje wątpliwości rozwiał endokrynolog. Okazało się, że w ten sposób klasyfikuje się chorobę. TNM to sposób, w jaki zapisuje się stopień zaawansowania choroby i określa rokowania. Dzięki takiej klasyfikacji, każdy lekarz od razu wie, z jakim przypadkiem ma do czynienia. Także na podstawie TNM dobiera się odpowiedni rodzaj terapii i leczenia dla chorego.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, UDOSTĘPNIJ go proszę
– skoro podoba się Tobie, może spodoba się też Twoim znajomym?
Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje – na FACEBOOKU codziennie rozdaje mnóstwo dobrej energii i humoru! Dołącz do nas – pijemy kawę, śmiejemy się,
dyskutujemy, rozwiązujemy problemy, wzruszamy się!
Jeśli chcesz się pośmiać, zmotywować i przekonać, że pyszne jedzenie pachnie nawet przez ekran – dołącz do mnie na INSTAGRAMIE! Czekają tutaj na Ciebie nie tylko piękne zdjęcia, ale i życiowe historie na Instastories!
Czekam na Ciebie!