Znasz to uczucie, kiedy siadasz z mężem na tarasie, pijesz ciepłą kawę, wspominacie dawne czasy i śmiejecie się w głos? Albo gdy spotykasz się z przyjaciółmi w ulubionej pizzeri i bawicie się tak dobrze, że nie wiesz, kiedy minęła północ? I ten moment, gdy siadasz na kanapie, przykrywasz się ulubionym kocem i pijesz gorącą herbatę? Taki moment szczęścia, radości, bliskości, spełnienia… odnaleziony w codzienności? Brawo! To hygge!
Hygge. Co to takiego?
Istnieje określenie na stan, który opisałam powyżej. To HYGGE. Słowo bardzo często stosowane w Danii, co jest poniekąd odpowiedzią na pytanie dlaczego Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie. Bo hygge, to nie tylko słowo, to cała filozofia życia. „Dla wielu Duńczyków hygge jest czymś, do czego się dąży. Przypomina kompas, naprowadzający nas na chwile szczęścia, których nie da się kupić i dzięki temu odnajdujemy magię codzienności.”
Kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki książkę „Hygge. Duńska sztuka szczęścia”, przeczytałam niemal połowę jednym tchem. I gdyby nie fakt, że było już po 1 w nocy, z pewnością przeczytałabym całość.
Filozofia hygge bardzo mi odpowiada, bo jak się przekonałam podczas czytania, nieświadomie, instynktownie dążyłam do niej od dłuższego czasu. Nie wiedziałam, że to, jak kieruję swoim życiem, na co zwracam uwagę i jak staram się żyć, ma swoją nazwę. Hygge to coś, co staram Wam się przekazać na blogu. Warto dążyć do rzeczy wielkich, spektakularnych, ale nie wolno zapominać o magii ukrytej w codzienności, docenianiu momentów i celebrowaniu relacji międzyludzkich.
Skąd się wzięło hygge?
Hygge narodziło się w Danii. Skandynawski, surowy klimat, gdzie latem średnia temperatura wynosi 17 stopni sprawia, że Duńczycy szukają wygodnych i ciepłych miejsc, gdzie lubią spędzać czas. Miejsc, gdzie są bliscy im ludzie, znajome rzeczy. Gdzie jest przytulnie. Miejsc, w których czują się dobrze, znajdują w nich ukojenie, wewnętrzny spokój i harmonię. Hygge. Miejsca, w których można się odprężyć, zrelaksować i „żyć”.
Lubię hyggować, a Ty?
Relacje międzyludzkie to dla mnie wartość nadrzędna. Wspólny wieczór z mężem, zabawa z dzieckiem, spotkanie z przyjaciółmi, wypad z rodzicami i pogawędki z bratem. To wszystko daje mi poczucie szczęścia. Lubię spędzać czas z bliskimi, dyskutować, śmiać się, wymieniać spostrzeżenia z poszanowaniem zdania innych. Autentycznie interesuje mnie wszystko, co dotyczy moich bliskich.
Lubię, kiedy przyjaciele i rodzina czują się dobrze w moim domu, dlatego dbam o rodzinną, przytulną atmosferę. Staram się, żeby moi bliscy dobrze się czuli w moim towarzystwie, żeby mogli się zrelaksować. Lubię takie wspólne momenty. Lubię gotować z dzieckiem, choć wiem, że zajmuje to dużo więcej czasu i sama zrobiłabym wszystko szybciej. I nie miałabym tyle sprzątania. Ale radość z wspólnego gotowania, zabawa i śmiech są dla mnie najważniejsze. Sprawia mi to ogromną radość, nie myślę wtedy o czasie i sprzątaniu. Hygguję. Czerpię radość z codzienności, z bycia razem, I uwielbiam to! Bo hygge to przyjemne spędzanie wspólnego czasu, celebrowanie go i cieszenie się obecnością innych. To biesiadowanie przy świecach, kiedy na imprezie zepsuje się elektryka. To śpiewanie piosenek wracając z dzieckiem z przedszkola. To gry i zabawy podczas siedzenia kolejnej godziny w samochodzie, który utknął w korku. Hygge, to szukanie radości w codzienności. To odnajdywanie szczęścia w drobnych przyjemnościach.
Tworzę hygge-dom
Dom, który jest hygge, jest ciepły i przytulny. Dobrze się w nim czujemy i już od progu poprawia nam się nastrój. Uśmiech sam pojawia się na twarzy. Żeby taki nastrój stworzyć, wystarczy sprawić, by otoczenie było takie, w jakim najlepiej się czujemy. Pomocne są tutaj naturalne dodatki, ciepłe oświetlenie, świeże kwiaty, ciepłe koce.
„Chwile hygge to przebłyski codzienności, które nas uszczęśliwiają. Najwspanialsze z nich lśnią i migoczą jak gwiazdy na niebie. Kiedy umiesz je nazwać, uświadamiasz sobie, że są na wyciągnięcie ręki. Tylko czekają, aż je zauważysz.”
Zdecydowanie jestem wierna filozofii hygge. Bo dla mnie hygge to:
- zabawa z dzieckiem bez zerkania na komórkę,
- wspólny wieczór z mężem,
- spotkanie z przyjaciółką przy kawie,
- zapraszanie gości i gotowanie dla nich pyszności,
- biesiadowanie z bliskimi,
- plotkowanie z mamą przy herbacie,
- wspominanie dawnych czasów,
- leżenie pod kocem i czytanie książki opierając głowę na nogach męża, kiedy on kończy pracę,
- to piknik z dzieckiem na łące,
- mroźny zimowy spacer i gorące kakao po powrocie do domu i obowiązkowo tulenie się z młodym, żeby się rozgrzać,
- to oglądanie ulubionego filmu i przegryzanie słodkości,
- odwiedziny u znajomych i długie rozmowy do późnych godzin nocnych.
Nie zapominajmy o tych drobnych przyjemnościach. To one dodają koloru, smaku i radości naszej codzienności.
fot. tytułowe: Paulina Młynarska