Zastanawiałam się długo, czy tym tekstem nie strzelam sobie w kolano, ale przecież każdy coś za uszami ma, prawda? Choć patrząc na to z drugiej strony, to nie do końca kłamstwo, a… no właśnie. Budowanie fantastycznego dzieciństwa? Kurcze, tak czytam to, co piszę i trochę jednak się wkopuję – kłamstwo i fantastyczne dzieciństwa. Czujesz ten absurd? Ja tak, choć… nie, nie zmieniłabym tego nigdy! I wiadomo, uczę moje dziecko, że kłamstwo jest złe, ale są sytuacje… kiedy to robię! Bez wyrzutów sumienia.
No dobra. Zamieszałam najbardziej, jak tylko się dało. Prawda? Zanim jednak napiszę Ci, dlaczego okłamuję moje dzieci, na swoje usprawiedliwienie powiem Ci, że też to robisz, a jeśli nie, namawiam Cię, żebyś jednak to robiła 🙂 Tak wiem, teraz już ostatecznie strzeliłam sobie w kolano. Mam jednak nadzieję, że znamy się na tyle długo, że wiesz, że ja nigdy nie zrobiłabym moim dzieciom czegoś, co sprawiłoby im przykrość – z premedytacją. Dzieci to całe moje życie i robię dla nich dosłownie wszystko, żeby miały fantastyczne dzieciństwo. Pamiętam okres, kiedy Kacper codziennie jadł naleśnika na śniadanie. CODZIENNIE. Tak, C-O-D-Z-I-E-N-N-I-E. I ja codziennie rano smażyłam mu jednego naleśnika, a pozostałe 10, bo przecież nie da się usmażyć jednego, jedliśmy my, lub zanosiłam moim rodzicom 🙂 Przecież jedzenia nie wyrzucę, a dziecku nie odmówię 🙂
Kłamstwo.
Tak, właściwie to są trzy sytuacje w ciągu roku, kiedy okłamywałam Kacperka. Przez blisko 8 lat. A teraz pod groźbą zabrania tableta do 18stki (!) nie może pisnąć słowa siostrze, że to wszystko jest kłamstwem! Aj Kinia, pogrążasz się 🙂
Mikołaj, Dzieciątko i Zajączek. I wróżka Zębuszka.
To są moje kłamstwa. Uśmiechasz się pewnie pod nosem, ale tak – okłamuję moje dzieci, że każdego roku przychodzi do nich Mikołaj z białą brodą, a renifer Rudolf zjada marchewkę, którą dla niego zostawiamy. I co roku piszemy listy, które później zostawiamy za szybą i kiedy dzieci zasną, po cichu zabieramy je zza okna. A ile to człowiek musi się nagimnastykować przy wróżce Zębuszce – aj, tylko ten wie, kto próbując przesunąć dziecko na poduszce, żeby dostać się do zęba i podmienić go na piątaka, nadepnął klocek lego i nie pisnął! BA! Nawet przy tym nie oddychał! A wiosną, kiedy jechałam z Kacperkiem święcić pokarmy na Wielkanoc, tata biegał po ogrodzie i organizował gniazdka, żeby później szukać czekoladowych jajek.
I wiesz co? W ogóle nie jest mi wstyd za te kłamstwa. Powiem Ci więcej! Jestem z nich dumna, bo to one budują ogromny kawałek dzieciństwa i dodają mu fantastycznej magii! A ile wspomnień się z tym wiąże. Mój Boże, do dziś wspominamy z koleżankami sposoby rodziców, na sprytne podrzucanie prezentów pod choinkę! Ja biegałam wypatrywać przez okno kolejnej pierwszej gwiazdki. Tak, kolejnej – bo pierwsza pierwsza to zwiastowała WIgilię, a pierwsza druga prezenty 😀 Wiedziałam też, że małe Dzieciątko nie przyjdzie, jak będziemy siedzieć w pokoju, bo się wstydzi 🙂 I może czułam, że coś z tym nie tak, ale bardzo chciałam wierzyć w tą magię! I absolutnie nie miałam za złe rodzicom, że tyle lat budowali mi te piękne wspomnienia!
Do dziś czuję takie ciepło na sercu, kiedy pomyślę o tej ekscytacji, o tej atmosferze, o tym śladzie po saniach Mikołaja na niebie – o tych opowieściach rodziców, wspólnym biesiadowaniu, robieniu zdjeć i pisaniu listów. I chcę, żeby moje dzieci też pamiętały te wydarzenia, tę MAGIĘ dzieciństwa, ten beztroski czas. I wiesz co robię? Robię zdjęcia, chowam wszystkie listy do Mikołaja, spisuję wspomnienia, śmieszne dialogi. I kiedyś pokażę to moim dzieciom i wierzę, że będziemy razem siedzieć przy kominku i śmiać się z tego Mikołaja, który zgubił sanie i przeteleportował się do Laponii z… taty biura 🙂 I wiem, że nigdy nie powiedzą mi, że to było kłamstwo, a fantastyczny kawałek dzieciństwa.
Istota wspomnień polega na tym, że nic nie przemija – E. Canetti.
Kolekcjonuj wspomnienia z “Notatnikiem Najlepszych Chwil”