A jeśli rak wróci?

To pytanie pewnie zadaje sobie każdy, kto pokonał raka. To pytanie zadało mi kilka osób po tym, jak powiedziałam im, że jestem zdrowa. Skacząc z radości musiałam zmierzyć się z czarnym scenariuszem – że rak może zwrócić. Nie zagłębiałam się w temat, odpowiedziałam tylko „Może. Ale nie musi. I ja ze swojej strony zrobię wszystko, żeby nie wrócił. Wszystko, na co mam jakikolwiek wpływ.”

Udzielam się na kilka grupach wsparcia dla osób zmagających się z rakiem tarczycy. Sama dałabym wiele, żeby rok temu móc z kimś na ten temat porozmawiać, dlatego chętnie dzielę się swoją wiedzą, ale i dobrym słowem z osobami, które są na początku tej drogi. Tam też usłyszałam, że mam w sobie hurraoptymizm, a przecież jak już ktoś raz zachorował na raka, to raczej już nigdy zdrowy nie będzie. Że po wycięciu tak ważnego organu jakim jest tarczyca organizm już nigdy nie będzie działał tak, jak wcześniej. Że przyjęcie kapsułki z jodem niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje i mnóstwo skutków ubocznych. A ja przyjęłam aż DWIE! I że najważniejsze – przejście terapii mającej wyleczyć nas z raka tarczycy nie GWARANTUJE nam długowieczności, szczęśliwego i zdrowego życia i tego, że rak nigdy nie wróci.

Zgadzam się.

Ale kto kiedykolwiek dał komukolwiek gwarancję na długie, szczęśliwe oraz zdrowe życie i na to, że nigdy poważnie nie zachoruje?

NIKT!

Ale jeśli ktoś uważa, że ja wygrywając walkę z rakiem, będę każdego dnia zamartwiała się tym, czy choroba nie wróci – myli się. Jeśli ktoś uważa, że jestem naiwna w tym co robię – też się myli.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że choroba może mieć swój nawrót. Wiem też, że wcale nie musi go być. Mój lekarz prowadzący powiedział mi na do widzenia, że teraz powinno być już wszystko dobrze, że nawrotu być nie powinno, choć tego to nikt nie jest w stanie przewidzieć. Powiedział też, idź już do męża i ciesz się życiem!

Kiedy byłam u niego pół roku wcześniej, powiedział mi bardzo ważne słowa. Wtedy dowiedziałam się, że jedna terapia jodem nie wystarczyła i potrzebne jest dodatkowe, dalsze leczenie. Byłam załamana. Wtedy doktor powiedział coś, co pamiętam do dziś i mówię o tym każdemu, kto podejmuje tak trudną walkę. Z chorobą trzeba wygrać w głowie – to pierwsza i najważniejsza rzecz, jaką trzeba zrobić. Pogodzić się z tym, co jest i podjąć walkę. I żyć z nią. A raczej mimo niej.

I ja zamierzam tak właśnie żyć. Nie uzależniam swojego życia od tego, co może być, bo na to nie mam wpływu. Mam swoje plany i marzenia, które konsekwentnie realizuję. Mam też obok wesela koleżanki wpisaną diagnostykę w szpitalu za dwa lata. Czuję się dobrze, mam co robić i to robię.

Oczywiście, po usłyszeniu pierwszej diagnozy moje życie całkowicie się zmieniło. Po usłyszeniu kolejnej, rok później, że jestem już zdrowa, moje życie znów się zmieniło. Wiem, że nikt gwarancji na życie mi nie da – ale nikt jej nie ma. Nikt nie wie, co go czeka jutro, za rok, za 10 lat.

Wprowadziłam jednak w życiu kilka zmian – tyle ile mogę zrobić dla swojego zdrowia fizycznego i psychicznego:

– Piję dużo wody!
Dzień zaczynam szklanką wody z cytryną, a później wypijam dodatkowo 1,5 litra wody niegazowanej.

– Codziennie wypijam szklankę soku owocowo-warzywnego
Jabłko, marchewka, burak, natka pietruszki, pomarańcza – to mój klasyczny zestaw. Owoce i warzywa komponuję sezonowo lub w zależności od tego, na co mam ochotę.

– Aktywność fizyczna!
Ćwiczę. Kilka razy w tygodniu jeżdżę na orbitreku.

– Czytam etykiety
Idąc na zakupy studiuję etykiety produktów, jakie kupuję. Wybieram te o jak najkrótszym i najlepszym składzie.

– Unikam przetworzonych produktów
Gotowce pozbawione składników odżywczych, naszpikowane chemią, barwnikami i konserwantami odrzucam. Jakoś nigdy specjalnie ich nie kupowałam, ale teraz zwracam na nie większą uwagę.

– Testuję zdrowe składniki
Kupuję różnego rodzaju zdrowe produkty i wprowadzam je do codziennej diety. Ostatnio moi nowym odkryciem jest mąka kasztanowa i amarantusowa.

– Szukam zdrowych zamienników
Kiedy piekę, łączę mąkę pszenną z innymi, zdrowszymi mąkami. Zamiast cukru białego stosuję ksylitol, cukier kokosowy albo miód. Zamiast margaryny – olej kokosowy. Dosypuję do wypieków płatki owsiane, jaglane czy wiórki kokosowe.

– Piję zioła
Uwielbiam czystek i zieloną herbatę – teraz czas na pokrzywę.

– Jem dużo warzyw
Oprócz soku owocowego do drugiego śniadania, jem sałatki warzywne, piję koktajle i robię zupy.

– Robię domowe słodycze
Piekę głównie ciasteczka, które moi domownicy uwielbiają. Sama sięgam po nie dużo chętniej niż po gotowce – w moim rytuale picia kawy jest wpisany słodycz 🙂 W ciasteczkach bardzo łatwo przemycić zdrowe składniki w ilościach znacznych!

– Nie wariuję!
Jem kremy czekoladowe, pizzę czy ptasie mleczko – nie dajmy się zwariować! We wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek i umiar.

– Badam się
Chodzę regularnie na badania i przestrzegam zaleceń lekarzy.

– Niczego nie muszę
Choroba pokazała mi, że życie daje nam mnóstwo możliwości, które my traktujemy jako karę. Wiecie, jakim szczęściem jest ugotować samodzielnie obiad, wybrać się do kina, spotkać z koleżanką na plotki, albo nic nie robić cały dzień poza zabawą z dzieckiem? Wiem, że niczego nie muszę. Ja mogę.

– Żyję tu i teraz
Żyję tak, jak chcę. Robię to, co lubię. Życie jest kwestią wyborów, ja moje podejmuję na bieżąco. Nie myślę, czy choroba kiedyś wróci. Robię wszystko, żeby nigdy się nie pojawiła.

Mam do wyboru cieszyć się życiem, normalnie funkcjonować i czerpać z życia garściami, albo płakać, zamartwiać się i czekać aż rak wróci. Cokolwiek się stanie, ja wybieram opcję numer 1 – życie, choć różnie się w nim układa, warte jest przeżycia w sposób, o jakim marzymy.